Po przebudzeniu nie udało się odmówić żadnej modlitwy, a na Mszy św. Roratnej nie docierały czytania. W tym czasie stałem przy tablicy z wieloma świętymi: Andrzejem Bobolą, o. Bosko, 16 letnią Karoliną Kózkówną (1898-1914) zamęczoną przez rosyjskiego żołdaka, służącą Anielą Salawą (1881-1922), s. Faustyną oraz Franciszkiem. Cóż to za znak?

    Nagle w serce wpadły słowa Ps 25; „Prowadź mnie w prawdzie według Twoich pouczeń, Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję”. Nagle napłynęła cała plejada „świętych świeckich”; Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina oraz całej masy dyktatorów i bożków na świecie. Dzisiaj, gdy to przepisuję (14.12.2018) takim przykładem jest opętany klan Kimów w Korei Północnej.

   Myśl uciekała do tych, którzy nie pokładają całej nadziei w Bogu Ojcu, Panu Jezusie i Matce Bożej. W tej intencji przyjąłem Eucharystię...całkiem zapomniałem o rocznicy stanu wojennego, a to wyjaśnił napór pilnujących mnie z dorzucanym kuszeniem pd Złego.

    W przychodni trafiłem na wielki napór pacjentów, nie mogłem wypić kawy (zawsze tak jest w napadzie Bestii), z radia płynęła kocia muzyka, a na obiad - w piwnicy przychodni - musiałem wyjść "na chama".

    Tam w oczekiwania na zupę stałem w kąciku z twarzą w dłoniach i odmawiałem „Anioł Pański”, ale nawet tutaj nie mam spokoju, bo przez szparę w drzwiach filował zwolennik władzy okupacyjnej (nazywam to "szparowaniem"). Zrozum moje cierpienie, ponieważ modlitwa czyli spotkanie się z Bogiem wymaga intymności, bo czasami łzy płyną po twarzy.

    Od 15.00 mam dyżur w pogotowiu...zaległe wizyty muszę załatwić karetką, a zły skusił mnie do wyjazdu swoim samochodem. Dobrze, że miałem ochronę Matki Bożej, bo podano mylne miejsce zamieszkana! Wszystko załatwiłem w pokoju, a koronkę do Miłosierdzia Bożego odmówiłem skulony na poczekalni u dentysty, gdzie przybyłem z chorym do konsultacji.

   Natomiast w pogotowiu nastała cisza (2 godz.), wszystko przepisałem, a z włączonego telewizora wyłoniła się wielka postać Stalina! Dopiero o 20.00 padłem na kolana i w ciemności popłyną moje modlitwy (cz. radosna różańca, różaniec Pana Jezusa oraz Koronka Pokoju).

    W tym czasie całując krzyżyk przy drewnianym różańcu dziękowałem za: pokój w sercu i ojczyźnie, posiadanie Kościoła św. i rodziny. Prosiłem Boga Ojca także o pokój w miejscach, gdzie aktualnie trwają  konflikty.

    Dopiero teraz przypomniano mi o rocznicy stanu wojennego, a to wyjaśniło napływanie „świętych świeckich”, którzy opierają swoje działania na sile. Jakby na tą chwilkę popłynie piosenka o „panu, który panuje póki nie padnie”.

   Ponownie, w wielkim bólu padłem na kolana i w intencji tego dnia odmówiłem już moją modlitwę (patrz instruktaż na stronie). Jakże jest to wszystko jasne, bo znam wieczną moc Boga Ojca oraz siłę śmieszności i przemijania podobnych do Stalina (skończył udarem i leżał 3 dni w swoich odchodach, bo bano się wejść do jego gabinetu)....

   W piosence śpiewano o majestacie dziadostwa panującego. Dzisiaj, gdy to przepisuję (14.12.2018) wyszukiwarka wyrzuca te słowa w „Jewsweeku” i to o obecnych tyranach z Prawa i Sprawiedliwości...

    Szkoda, że przeoczyłem wspólną modlitwę z górnikami przy zapalonych świecach w korytarzach kopalni. Do moich modlitw dodałem za dusze zamordowanych litanię do NMP (loretańską).

       „Dziękuję Ojcze za ten dzień”…

                                                                                                                             APeeL