Późno poszedłem spać i na Mszy św. porannej nie miałem wielkich przeżyć, ale tak też jest w każdej miłości ziemskiej. Serce drgnęło podczas spotkania starca Symeona, który - z natchnienia Ducha Świętego - przybył do świątyni, gdzie przyniesiono Dziecię Jezus (Łk 2, 22-35).

    Znana jest jego radość z powodu łaski ujrzenia oczekiwanego Zbawiciela i przestroga, że: <<Oto ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą /../>>.

    Po Eucharystii odmówiłem koronkę do Miłosierdzia Bożego i wróciłem do świata. Planowałem powrót na Mszę Św. wieczorną, ale podczas spaceru modlitewnego niespodziewanie trafiłem na pogrzeb o g. 13.00. Pozostałem poza kościołem i przez głośnik słuchałem Mszy Św.

    Jakby w podziękowaniu za wysłuchanie natchnienia od Pana Jezusa otrzymałem różę, która leżała na schodach. W tym czasie odmawiałem moją modlitwę, a w czytaniu było podkreślone oddanie przez Pana Jezusa życia za nas. Nam jest trudno uczynić coś takiego nawet za człowieka bardzo dobrego i sprawiedliwego...”Bóg zaś pokazuje nam Swoją Miłość przez to, że Chrystus umarł za nas”.

    Za psalmistą wołałem: „Wysłuchaj Panie mojego wołania"...niech prowadzi mnie Twój dobry duch i niech wypełnię Twoją Święta Wolę. W Ewangelii był przekaz dotyczący momentu śmierci Zbawiciela na Golgocie, a wówczas zatrzęsła się ziemia, stała się ciemność z rozerwaniem zasłony w świątyni.

   Józef, członek wysokiej rady zdjął Ciało Zbawiciela i złożył w nowym grobie. W tym czasie zadziwiony zawołałem: „Boże! Jak odważni ludzie byli już wówczas", a łzy zalały oczy...

     Nagle zrozumiałe stało się wcześniejsze odczytanie intencji: przecież znakiem sprzeciwu był sam naród wybrany, który zamordował w bestialski sposób Syna Bożego, naszego Odkupiciela. Jakby na ten moment siostra zaśpiewała kolędę: „Nie było miejsca dla Ciebie”…

    Po Eucharystii, która lekko zgięła się ("czeka mnie praca") moje serce zalał pokój, a usta „różana słodycz”...tak mogę to określić, bo nie ma takiej na ziemi. Dodatkowo zabrałem wyłożone wizerunki i medaliki świętych.

    Jakże Bóg prowadzi mnie i obdarza. Ja wiem, że tak jest, ale jestem wciąż zadziwiany...od rana do wieczora. Przecież nie planowałem tej Mszy Św. a tu tak wielka łaska w końcu tego roku za którą dodatkowo dziękuję.

   Drugie nabożeństwo miało być podziękowaniem za kończący się rok, za ochronę, moc w dawaniu świadectw, a nawet za wielką radość w ich pisaniu. Okazało się, że to Pan Jezus mi dziękuje: różą, Eucharystią zamienioną w „mannę z nieba” oraz medalikami świętych. Mojej radości nie da się przekazać.

    „Panie prowadź mnie dalej, wg Twych pouczeń. Niech będzie błogosławiony Bóg Abrahama aż do mnie. Panie Boże spraw, aby wszyscy, którzy są znakiem sprzeciwu otrzymali Twoje Światło, niech się nawrócą i nie zginą...wybierz dzięki mojej modlitwie chociaż kilku z nich."

   Pan jest pokojem mojej duszy i Królem mojej wieczności. "Przyjmij Jezus moje serce i moją duszę...jeżeli dalej mam być dla Ciebie na tym zesłaniu spraw naprawę mojego serca (wady), bo pragnę głosić Twoją Chwałę do końca moich dni”.

      Podczas tego wołania na wystawie sklepu jubilerskiego wzrok zatrzymała „Ostatnia Wieczerza”...

Do pracy na Poletku Pana Boga wróciłem o 19.00…

                                                                                                                                APeeL