Po północy na dyżurze w pogotowiu zerwano na wyjazd, a wzrok zatrzymał krzyżyk Pana Jezusa na ścianie: już wiedziałem, że jadę do zgonu! Przed godziną byłem w oddziale wewnętrznym, gdzie personel był smutny z powodu nagłego zgonu ich znajomego (62 lata).

   Przy okazji poprosiłem salową, aby - podczas krzątaniny przy chorych - kierowała ich ku kapłanowi, bo wielu ginie bez Boga.

    Podczas przejazdu karetką w ciszy nocnej zacząłem moją modlitwę: za nagle umierających. Stoimy teraz nad młodym mężczyzną bez oznak życia...pod oświetlonym barem. Nic przyjemnego, wiatr, zimno, czekamy na policję. Przy denacie znaleziono bilet PKS-u - może ustalą nazwisko, przecież w domu czeka matka lub żona. Właśnie wołam za takich w koronce do Ukrytych Cierpień Pana Jezusa w ciemnicy...

    Dodatkowo napadł na mnie Szatan i wpuszcza w myśli złość na chorych...z tego powodu "mam mieć wolny dzień” (za nadgodziny). Moje serce przedstawiało okropny stan...dobrze, że towarzyszył mi Pan Jezus Miłosierny i Matka Boża, którą poprosiłem o prawidłowe odczytanie Woli Ojca! Po chwilce napłynęła pewność, że mam być w pracy, bo wielu chorych miałoby kłopoty!

    Tak było w przychodni, bo Zły nasłał mi dodatkowo wielu "chorych":

  • dwie młode przestraszone śmiercią

  • ucznia po lewe zwolnienie

  • dwie ciężarne po L4 przed porodem

  • przepitych

  • wielu po powtórki leków, a to poniedziałek

  • stary pacjent wpadł o 12.00, a wie, że jest to dla mnie wytchnienia (5-8 minut)!

    Wielu chorych jest krzywdzonych przez władzę wciąż "ludową", pozbawianych pracy, rent, a oni przychodzą do mnie jak do swojego zbawcy! Często pragną uzyskać u mnie pewność dalszego życia, odsunięcia śmierci, utrzymani sprawności więdnącego ciała.

    Takim oddaję moje serce, pomagam szczególnie biednym, przepraszającym, że nie mają się czym odwdzięczyć!  Wyjaśniam także sens naszego istnienia i kierunek pragnień (zbawienie). Prawie padałem, ale nikomu nie odmówiłem...

     Umęczenie dla Matki sprawiło, że znalazłem się w Przedsionku Nieba, a mojego stanu nie ukoi nic...oprócz modlitwy! Jakże chciałbym gdzieś paść na kolana i odmówić koronkę do Miłosierdzia Bożego w intencji tego dnia.

    Z odruchowo włączonego radia popłyną słowa piosenki: „tylko Ty mnie rozumiesz”, a moje serce i duszę zalała radość Boża...nie wyrażę słowami. Wiem, że jest to łaska Pana za przybycie do pracy mimo złego poczucia. 

     Po powrocie do domu nie mogłem oderwać się od modlitwy, a z telewizora popłynął obraz szopki z demonem. Właśnie dzisiaj, pierwszy raz ujrzałem słabość diabła...w sensie utraty mocy tam, gdzie wkracza Pan Jezus oraz Matka! On może uczynić tylko tyle, na ile ma pozwolone od Boga Ojca! Tylko nie zarzucaj głupio, że Dobry Bóg nasyła na nas diabła!

    Zacząłem wołać do Pana Jezusa o pokój, bo wielu w złości przeklina z wołaniem, aby to wszystko „szlag trafił”. Nie wolno tego czynić...trzeba zawsze prosić o błogosławieństwo oraz ochronę św. Michała Archanioła. Nie zagłębiaj się w tajemnice śmiertelnego boju o dusze ludzkie, bo ja mam to dopiero ukazywane: promyczek po promyczku!

    Właśnie rozbił się Tu-144, zginęło 120 osób. Wszystkie modlitwy odmówione, ale nie ustaje współcierpienie z Panem Jezusem i dlatego płynie koronka do św. Ran i św. Krwi Pana Jezusa. Podczas wołania zostałem oderwany od tego świata...modlitwy trwały od 15.00 - 19.30!

    Teraz „spojrzał” uśmiechnięty Pan Jezus z Całunu i powiedział do mnie: „chcę, aby wszyscy ci, którzy Mnie kochają modlili się, modlili się, aby skończył się ten Bunt”.*

    W tym dniu nie pasowała obfita kolacja ze wzmocnieniem, ale wówczas tak siebie nagradzałem, a na ten moment Pan Jezus powiedział: „Moje Najświętsze Serce nie chce widzieć was upadającymi”.**

                                                                                                                 APeeL

* „Prawdziwe Życie w Bogu” t. II str. 342

** „Prawdziwe Życie w Bogu” t. II str. 406