Na dyżurze w pogotowiu zerwał mnie straszący sen, ponieważ nie było kolegi (jeden pokój lekarski) odmówiłem „Anioł Pański” i „Pod Twoją obronę”...
Od rana trwał napór chorych oraz czujność „towarzyszy”, którzy mają zezwolenie na nękanie mojej osoby. W sercu znalazłem się podczas sądu nad Panem Jezusem („Mąż z Nazaretu”), gdzie obrońcy Barabasza byli dobrze zorganizowani. Z serca wyrwał się tylko krzyk: „Jezu. Jezu!” oraz wołanie do Matki Bożej: „Dobra Pani, Panno Chwalebna i Błogosławiona”...
Przybył do mnie obcy chłopczyk u którego przed 3 dniami - na rzut oka - rozpoznałem ciężkie schorzenie i skierowałem go do szpitala. Dzisiaj widać jego zagubienie, bo potwierdzono moje sugestie i trafił do kliniki...
Na ten moment trafia się chory, były aparatczyk, który zadaje pytania o wiarę:
-
Dlaczego jest tyle różnych Matek?...
-
Aby się nie nudziło...przecież to jasne! Jeden czci Niepokalane Poczęcie, inny Matkę z Lourdes (uzdrowienia), a ten Matkę Pokoju z Medziugorie...
-
Czy można zgłaszać się do Matki bezpośrednio?...gdy nie wierzy się w kapłanów!
-
Bezpośrednio...można, ale gdzie pan dotrze? Nawet do ministra wchodzi się dzięki specjalnej procedurze (chodzi o Sakrament Pojednania).
Dotarło to do niego, a dodałem jeszcze moje świadectwo wiary, ulotkę oraz zaleciłem proszenie Matki Bożej o prowadzenie w powrocie do Boga. Każdy bowiem ma inną ścieżkę...trzeba patrzeć na napływające z n a ki!
W progu domu przywitała mnie smutna żona, bo córka podrabiała moje recepty, ale żadna apteka takich nie wyda. Uciekłem na działkę, gdzie w budce lubię się modlić...tam podczas drogi krzyżowej wzrok zatrzymał wielki gwóźdź, a to oznacza, że odejmuję Panu Jezusowi cierpienie.
Muszę przyznać, że modlitwa płynęła ze środka mojego serca, a przy niektórych stacjach doznawałem szczególnego współcierpienia ze Zbawicielem: obnażenie na Golgocie, przybijanie do krzyża i jego podniesienie, a na końcu przebicie Św. Boku Pana naszego.
„Ojcze mój odpuść im, ponieważ nie wiedzą, co czynią”. Łzy zalały oczy, ból przeniknął duszę, a w tym czasie z natchnienia odczułem, że jest to wynik mojego pragnienia zbawiania dusz. Tego pragnienia i cierpienia nie znają zwykli ludzie. Stąd Słowo Pana Jezusa: „Pragnę"!
Dziwne, bo teraz, gdy to opracowuję (14.02.2019) z czytanego w radiu Maryja „Dzienniczka” płynęła prośba s. Faustynki do Pana Jezusa o zbawienie dusz. Ja też pragnę wciągać ludzi na Drogę Prawdy prowadzącą do Boga Ojca! Nawet podczas przepisywania tego świadectwa wiary przez serce i ciało przepływał bolesny skurcz.
Wróciłem do domu uduchowiony, a stara książeczki do nabożeństwa otworzyła się na słowach: "Niewiasto, oto syn Twój”. Tam były też słowa, że „Dziecię Maryi” to osoba nosząca Jej Medalik i odmawiająca różaniec, wielbiąca Matkę w soboty, czcząca Jej święta, wzywająca Jej pomocy w ciągu dnia. Wszystko to spełniam...jestem więc dziecięciem Maryi! Pan Jezus dał mi Matkę, Najlepszą Opiekunkę. W tej radości odmówiłem ponownie: ”Anioł Pański” i „Pod Twoją obronę”...
APeeL