Po spokojnej nocy na kolanach odmówiłem "Anioł Pański" i „Pod Twoją obronę” z początkiem cz. chwalebnej różańca. Wówczas w ciszy wysłuchałem nagranej Mszy św. z normalnym odpowiadaniem kapłanowi, a pokój zalał serce…

    W moim uduchowieniu wielkim cierpieniem jest bałagan w przychodni, kłótnie ze złą energią cierpiących, a często rozpacz. Właśnie tłumaczę walczącej z „komuną”, że człowiek nie wygra z Szatanem, bo tutaj potrzebna jest pomoc Matki Bożej...to Ona przewraca mury i wstrzymuje użycie broni wodorowej!

    Dotrwałem do południa, obiadu, ale pragnę ciszy, milczenia i modlitwy. Nie interesuje mnie jedzenie i cały świat. Zbliża się koniec pracy, a właśnie serce zalała wielka tęsknota za Panem Jezusem. W smutku zacząłem cz. bolesną różańca, a wierz mi, że jest to jedyne wówczas pocieszenie!

    Zły zna mój ból i z zadowoleniem przeszkadza, bo na pustym korytarzu głośno gadała kobieta...o stanie wojennym! Dla pobycia w odosobnieniu wyszedłem do samochodu i wpadłem prosto w objęcia spóźnionej „znajomej” oraz poszukującego mnie policjanta! „Jezu mój! Jezu!”

    Teraz w różnych miejscach miasta odmawiałem moje modlitwy w intencji dusz czyśćcowych. Szatan nie cierpi tego...zaczął zalewać mnie rozproszeniami, podsuwał dyskusyjne monologi, a nawet zrobił mnie kierownikiem pogotowia! Wówczas w nadbrzuszu pojawia się ucisk, a w sercu nieprzyjemny niepokój. 

   Na wizycie domowej trafiłem do biednej, która z wielkim trudem chodzi (obustronne zwyrodnienie stawów biodrowych), a to utrudnia jej klękanie podczas Eucharystii. Jej opiekunka udaje wierzącą, ale jest daleka od spraw Bożych. Czy słusznie tłumaczę jej sens cierpienia?

    Powiedziałem tylko: „dam pani biodra tej chorej i zalecę pójście do kościoła...tylko tyle! Proszę jeden dzień swoich lęków przekazać Matce, nie żalić się i nie męczyć tym ludzi”. Pacjentka w tym czasie przytakiwała...

    Ledwie żywy wróciłem do domu o 16.30, a z otwartej szafki wypadł obrazek MB Różańcowej! Na ten moment syn włączył telewizję, gdzie płynęło mocne uderzenie z obrazami zdeformowanych twarzy, potwornościami wypływającymi  z oka, strasznym uzębieniem, a wszystko w piekielnych kolorach!

   W tym czasie syn zaczął się mądrzyć, a lider „Armii” śpiewał, że: „nie chcę zmieniać świata, świata nie uda się zmienić...trzeba zmieniać tylko siebie”.

   Na tę chwilę - jakby od demona - żona zaczepnie wskazała, że nie wystarczy mówić o Trójcy Świętej, ale trzeba dawać świadectwo wiary. Dopiero po 20 latach uwierzy w moją łaskę...

    Napłynęło natchnienie, abym nie zamieniał dyżuru w pogotowiu i nie brał wolnego dnia, bo w tym tygodniu mam pracować. Przekazuję to na świadectwo jak prowadzi nas od Boga Anioł Stróż.

    Teraz w ciszy zdumiony czytam, że w 1215 roku we Florencji objawiła się Matka Boża, która opłakiwała nienawiść i wojnę, która tam wówczas panowała. Wielu mężów ze znakomitych rodów w pobliskich skałach stworzyło cele pokutne służące modlitwie. Tak w 1233 roku powstał katolicki zakon Serwitów, którego celem było rozważanie boleści Maryi i naśladowanie jej cnót.

   Dodatkowo mam otworzyć pisma św. Bonawentury, gdzie trafiłem na słowa: „Zobacz /../ jak wielkie dobrodziejstwo wyświadczył ci Bóg /../ stworzył, odkupił i powołał /../ ze świata przepełnionego nędzą, pełnego zasadzek szatańskich /../ powołał cię, abyś Go wielbił i kochał /../”...

                                                                                                                              APeeL