Niekiedy zapisy zatrzymują się, bo nie mogę odczytać właściwej intencji, ale nie denerwuję się tym i nie piszę na siłę...byłem już blisko: za tych, którzy potrzebują niewiele, albo nic. 

    Tuż po przebudzeniu 15.01.2014 o g.  4.00 przeżegnałem się i zostałem mile zaskoczony, bo wszystko stało się jasne. Nawet czytałem o tym w wizji Marii Valtorty, gdzie Pan Jezus mówił o błogosławionych ("Kazanie na Górze"). 

    Co oznacza ubogi w duchu? Trzeba rozróżnić miłość do najbliższych, których mamy kochać „jak siebie samego” od miłości Boga, którego mamy miłować ponad wszystko, całą swoją istotą, aby posiąść Królestwo Niebieskie już tutaj na ziemi. 

    Wg mojego doświadczenia nie możemy tego uczynić sami z siebie. Poszukującym drogi mogę tylko poradzić otworzenie serca i proszenie Boga o tą łaskę.

     W tej miłości przeszkadza bożek o nazwie dobra ziemskie, którego symbolem jest złoto rujnujące ducha bogacza. Nędzarz żyje nienawiścią i przeklina takich życząc im wszystkiego najgorszego. 

    Oderwanie się od grzesznego przywiązania do dóbr ziemskich i wyzbycie się wszystkiego w sercu jest dla zwykłych ludzi zbyt trudne, dziwne i "chorobliwe", a tylko w ten sposób można stać się prawdziwie wolnym i świętym w ubóstwie. Wg psychiatrów to jakieś wyimaginowanie pragnienia, bo nie chodzi się twardo po ziemi.

    W moim stanie faktycznie potrzebuję niewiele, bo żyję tylko miłością do Boga, a cała reszta jest dodana. Zapytasz o moje dobra. Nie interesuje mnie ten świat w sensie szukania atrakcji (podróży „życia”), bo dla dzieciątka atrakcją jest jego tata. Nie żyję jak pustelnik, bo nie jestem sam.

  Ja nic nie mam w sercu, a to co posiadam oddałbym potrzebującym i radował z przyniesionej innym ulgi. Tak jest z ubogimi w duchu, którzy są bogaci materialnie... 

    Wróćmy do początku dnia, gdy miałem 5 minut do wyjścia na nabożeństwo, a zły po swojemu wpuszczał złość i straszył przed wyjazdem „na zakupy”. Ponadto zalewał mnie rządzącymi, którzy chcieliby, aby to co robią nikt nie widział.

   Podzielili się sztucznie, udają, że nie są jednością i w tym czasie  wszystko zgarniają...żaden normalny człowiek nie może dostać pracy, a buntujących się można dręczyć na wszystkie sposoby.

   W kościele wyjąłem wizerunek św. Michała Archanioła, który był rozdzielony (”podwójne widzenie”) i na moich oczach obrazy zeszły się. Tak jakby obrońca mówił: „nie bój się, bo ja jestem”.

    Po Eucharystii wzburzone serce uspokoiło się, a po wyjściu z kościoła wzrok zatrzymało zdjęcie św. Rodziny. Przez moje ciało przepłynął wstrząs aż zawołałem: św. Józefie, Matko, Jezusku bądźcie z nami...bądźcie z nami do końca. Popłakałem się, a tak potrzebny pokój wrócił do serca. Opisuję ten krótki czas, bo to dowód na działanie Ciała Pana Jezusa.

    Wszystko później ułożyło się w całość, bo św. Rodzina żyła bardzo skromnie. Podczas krążenia po centrum handlowym nic mnie nie interesowało, bo pragnąłem tylko modlitwy, którą odmawiałem. Nie wydaliśmy niepotrzebnie pieniędzy i zjedliśmy prosty obiad...                                                                                                                                    APEL