Nie wiedziałem, że dzisiaj będzie tak poważna intencje modlitewna, bo to wyjaśnia trwające od wczoraj ataki demona i nasilenia dręczenia przez rządzących, których służby specjalne muszą się czymś wykazać.
To zarazem najwyższa próba miłości bez której nie wejdziesz do Królestwa Niebieskiego. Ja wiem, że większość ma na głowie ważniejsze sprawy, ale proponuję każdemu ułożyć hierarchię, bo miłośniczka kotków całuje swojego pupilka w łapki z pazurkami!
Zerwałem się w ostatnim momencie na nabożeństwo poranną i pocałowałem, ale Twarz Pana Jezusa z Całunu. „O! Jezu mój drogi Tyś jest źródłem łask, po świecie rozsiewasz miłosierdzia blask”...
Jan Apostoł wykazuje, że kto nienawidzi swego brata, a mówi "kocham Boga" jest kłamcą. To wielka prawda, ale przeciętny człowiek nie może przemienić siebie i z człowieka cielesnego stać się duchowym.
Przed Eucharystią padłem na dwa kolana, a pokój zalał serce. Podjechałem pod krzyż i zapaliłem lampki, a z natchnienia trafiłem do stacji diagnostycznej, aby przedłużyć rejestrację, a przy okazji zreperować wykryte zużycie stabilizatora koła.
To moje działania było bardzo podejrzane, bo pojawił się mój opiekun, którego nazywam „ćmokiem”...udawał, że czyści reflektory samochodu ciężarowego i sterczał przy mnie. Dziwne, bo dzisiaj nie sprawiało mi to żadnej przykrości...tak jakbyśmy stali w kolejce po chleb.
Wczoraj było mi przykro, że nie mogłem spokojnie wyjechać do kościoła, trafić na pocztę, rozmawiać ze spotkanymi ludźmi. Wciąż widzę młodego, który udaje, że żyje ze zbierania puszek, ale zawsze jest tam gdzie ja, a nawet przechodzi koło garażu, gdy wyjeżdżam.
Przykrość jest tym większa, bo kocham moją ojczyznę, Boga, a wśród rodaków czuję się jak na zesłaniu. To działanie jest zaplanowane i ma spowodować ostracyzm.
Ja jestem fałszywym szpiegiem, chorym psychicznie (mistyka to psychoza), a zarazem nękanym jak groźny przestępca. W tym czasie jest wielki problem, bo z więzienia wychodzi pedofil-morderca, opętany Mariusz Trynkiewicz.
Z wdzięczności i w wielkiej radości wyszedłem na ponowne nabożeństwo. Nic nie obchodziły mnie dzisiejsze „naloty”, a nawet ponownie spotkanie przy komendzie policji mojej opiekunki! Już mnie nie zaczepiała, tylko odwróciła się, a ja przeszedłem obok z wielką mocą.
Pokój i słodycz zalewały serce i usta: „Panie Jezu! jak żyć bez Ciebie na tym zesłaniu? Zbawicielu drogi, z Tobą nic nie jest straszne: choroba, wichura, a nawet śmierć! Ty mówisz, abyśmy się nie bali”.
Tego nagłego napływu mocy nie można przekazać, ale wyjaśniają to słowa z dzisiejszej Ew. Łk 4 o Panu Jezusie, który „powrócił w mocy Ducha”. To jest właśnie ta moc...moc z Boga, która sprawia, że nie boisz się śmierci.
Nie możesz tego wyćwiczyć, postanowić lub „wmówić sobie” odwagę, bo to łaska wiary, dar Boga. To nie jest tylko brak poczucia strachu, bo normalny człowiek boi się śmierci. W moim stanie jesteś ponad tym wszystkim, bo wiesz, że duszy nie można zabić.
Wracałem z sercem zalanym miłością do nieprzyjaciół. Nie możesz sam z siebie mieć takiego uczucia, tak wielkiej miłości. Teraz, po zapisie intencji pojechałem na Mszę św. (13.01.2014) i w wielkim bólu zacząłem odmawiać modlitwę. Wprost umierałem podczas wołania za moich nieprzyjaciół.
Tak się składa, że właśnie czytałem wizję Marii Valtorty, gdzie Pan Jezus mówił w kazaniu na Górze o przykazaniu miłości bliźniego. Ja mam kochać miłością Boga Ojca, który jest Stworzycielem także moich nieprzyjaciół. Pan Jezus prosi, abyśmy nie gniewali się na innych, bo podlegamy dodatkowemu osądowi.
Tak właśnie czuję tą wszechogarniającą miłość, której nie można przekazać i opisać. W tym stanie czujesz, że wszyscy jesteśmy na tym zesłaniu braćmi...jakby w obozie z którego mamy się wyzwolić.
Przypomniały się jeszcze słowa św. Jana ze środy (1J4,7-10): „miłujmy się wzajemnie (...) kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga”... APEL