Przemienienie Pańskie
Na dyżurze w pogotowiu minęła północ, z radia płynęła piękna muzyka, a serce zalewała radość z natchnieniem, że: „w nocy nic nie będzie i wstanę o 6.00!” Nie chciało się wierzyć, bo pogoda była „zawałowo - wylewowa”, a tak dzieje się 2-3 dni przed nadejściem wyżu z wiatrem.
W takimi czasie sam czuję się beznadziejnie, a to zarazem sprawia, że jestem czujny, nie przepuszczę chorych w ewidentnym zagrożeniu.
Faktycznie tak się stało jak zapowiadał Anioł, bo noc była spokojna i obudziłem się o 6.00! W tym czasie w radiowej czwórce zapraszano do śpiewu przez telefon...
W domu napłynęła pewność, że dzisiaj mam być w Sanktuarium MB Pocieszycielki Strapionych w Lewiczynie. Wpisz w szukaj: za pragnących spowiedzi i przeczytaj zapis mojego powrotu do Boga (18.07.1988 i 15.08.1988)…
Żona przestrzegała przed wyjazdem, bo była zawierucha, ale przypomniał się obrazek Pana Jezusa z Gorejącym Sercem, który uśmiechał się do mnie (mam taki w samochodzie), a teraz wzrok zatrzymał wizerunek Pana Jezusa Miłosiernego.
Na ten czas Edyta Geppert śpiewała: „nie opuszczaj mnie”, łzy zalały oczy...”Matko nie opuszczaj mnie”, a po chwilce popłynęły słowa do mnie: o przydrożnym Chrystusie stojącym „na rozstajach dróg”, a ty pytałeś „w którą stronę iść”...szczęśliwej drogi już czas”. Łzy zalały oczy, bo wiem, że dzisiaj mam być w miejscu, gdzie ostatecznie wróciłem do Boga.
Na miejscu okazało się, że ktoś podpalił dom rekolekcyjny: spłonęło wszystko oprócz murów! Tam były osobiste rzeczy kapłanów, a dodatkowo ktoś zbiera na odbudowę, ale nie dostarcza pieniędzy do parafii. Popłakałem się, a serce rozrywał smutek, ponieważ ujrzałem działanie demona.
Dzisiaj jest dzień „Przemienienia Pańskiego”...przypomniały się słowa kapłana o Panu Jezusie, który żył jak normalny człowiek, był bardzo przemęczony i prześladowany, a cały sens dzisiejszego święta oznaczają nasze wołania: „Panie przemień mnie!”
W czasie zbierania na tacę wahałem się czy dać drobne czy posiadane 5 dolarów? Anioł Stróż podsunął: „żałujesz?...żałujesz?” Zobacz nasza nędzę. Pomyślałem o kuszonych w tym czasie kapłanach. W takich uświęconych miejscach Szatan atakuje ze szczególną perfidią.
Jakże pięknie przebiega tam Msza św.! Kapłan bierze Ewangelię, unosi do góry, a drugi z odległości żegna go krzyżem. Każde słowo kapłana wywoływało ból, trwała powaga z chwilami ciszy po czytaniu i kazaniu. Później był śpiew („Gorzkie żale”) przed wystawioną Monstrancją.
W smutku popłynie moja modlitwa. Po powrocie do domu córce dałem lampkę, aby zapaliła pod krzyżem Pana Jezusa koło akademika, ale wykręciła się, że zabierze za tydzień”. Żona była smutna, bo syn ma maturę za pasem, a w tym czasie nagrywa i komentuje listę przebojów!
W ręku znalazł się artykuł: „Ksiądz od głupich dzieci” o Janie Twardowskim, który pracował z dziećmi specjalnej troski. Z powodu płaczu nie mogliśmy czytać z żoną: o „Jurku z buzią otwartą, Pawełku z wodą w głowie, Janku z rączkami sztywnymi i o Zosi „coś wcześnie zmarła”...”bez was świece gasną i nie ma żyć dla kogo”.
Nastała cisza, a ja przypomniałem sobie, że w modlitwach porannych przekazałem Bogu Ojcu ten dzień z otrzymanymi próbami i cierpieniami. To wyjaśniło jego przebieg od poranka…
APeeL