Dyżur w pogotowiu. W środku nocy - w poszukiwaniu drogi duchowej - czytałem przesłanie Pana Jezusa dotyczące Miłosierdzia Bożego. Po przebudzeniu w fazie „jawa/sen” ujrzałem „wieżę cierpienia ludzkiego”. U jej podstawy są nasze pospolite kłopoty i słabości wynikające z ulegania popędom i kuszeniu.

    Zaskoczony tym natchnieniem duchowym leżałem w ciszy, bo nie było wyjazdu, a zły podsunął mi piękne oczy pani, która ostatnio weszła do mojego gabinetu. To niewiasta pełna wigoru i seksu, a zarazem bardzo dobra w duszy.

     Z trudem  powstrzymywałem złe myśli, które pchały się do głowy. W takim kuszeniu zawsze pomaga przywoływanie wizerunku o. Pio (po latach będzie nim św. Józef) z prośbą o interwencję, bo sam nie poradzę...„Matko Boża przekazuję na Twoje Ręce to moje małe zwycięstwo”. Po latach wiem, że rozmyślanie trzeba przerywać w momencie jego podsunięcia przez złego. 

     Nad ranem trafił się wyjazd do kobiety bez lewej ręki, która doznała porażenia prawej połowy ciała. Wielka rozpacz zaskoczonej rodziny, bo czekają ich wielkie kłopoty. 

     Po powrocie pomyślałem, aby ten drobny czyn (zerwanie ze snu) przekazać w jakiejś intencji, ale „cóż to za czyn?...przecież za to mi płacą!”. Garstka ludzi ofiarowuje różne zdarzenia ze swojego życia za innych. To jest uświęcanie cierpienia przynoszące chwałę Bogu naszemu.

     Fakt faktem, że zawsze wstaję bez przekleństwa, ale nie zawsze jadę z chęcią niesienia pomocy, bo na mnie czekają! Po latach łaski wiary moje serce będzie zawsze gotowe i będę wstawał jak żołnierz.

     Właśnie pada informacja (01.03.2013), że w środku nocy nie przyjęto wyjazdu do dziecka, a gorączka sprawiła obrzęk mózgu i jego śmierć. Najczęściej lekceważy się pijanych, a może trafić się zatruty alkoholem i umrze. Sam znam kilka takich przypadków. Jak to ocenisz przez telefon, gdy wzywający może się wstydzić takiego „chorego”.

    Dzisiaj, gdy to opracowuję trafiłem na apel Piotra Radonia, który urodził się z brakiem czterech kończyn (amelia totalna) i prosi o wsparcie finansowe. Jego rodzice dzielnie zmagają się z trudnościami. Napisałem do niego.

                                                  Panie Piotrze!

    Mam wielką prośbę od Boga do Pana i całej rodziny. Chodzi o to, że ludzkość nie rozumie sensu cierpienia. W Pana wypadku niewyobrażalnego, a zarazem budującego, bo jest Pan bardzo pogodny.

    Moja prośba jest następująca. Jeżeli jesteście rodziną katolicką to proszę Pana o uświęcenie swojego cierpienia (to samo dotyczy rodziców). Tego aktu dokonujemy po spowiedzi i Eucharystii. Nie trzeba wypowiadać specjalnej formuły: "Matko Boża przekazuję (rodzice po swojemu) moje cierpienie od urodzenia na Twoje Ręce".

    Później można każdy dzień życia ofiarować w intencjach (tak jak w moim dzienniku) lub "do przodu", bo wielu woła o pomoc, ale garstka ofiarowuje swoje cierpienia. Tak czynię z uczestnictwem w drugiej Mszy świętej. 

    Owoc takiego postępowania pozna Pan po śmierci: cierpiący doznają większej radości z wyzwolenia z niesprawnego ciała. Dzisiaj nie wiemy dlaczego został Pan wybrany (z rodziną) do takiego cierpienia.  

    Popłakałem się podczas pożegnania..."do zobaczenia w Raju".

                                                                                                               APeeL