W momencie przebudzenia napłynęło natchnienie, aby pojechać do odległego kościółka, ale na miejscu okazało się, że Msza Św. była pół godziny wcześniej. Na wątpliwość dotyczącą kosztów „odpowiedziałem” Szatanowi, że nigdy nie napływała taka troska o mnie, gdy jechałem na grę w pokera z drinkerstwem...

    Udało się oczyść w spowiedzi z moim okrzykiem: „Panie Jezu znowu jestem Twój”. Oczami duszy ujrzałem moją jasność i wielką radość opiekunów. Przyjąłem Eucharystię, a łzy same leciały z oczu. Wcisnąłem się w zagłębienie muru, a moje ciało - przy wielkości duszy - stało się bardzo ciężkie i skulone. Po prostu byłem prochem, a w głębi innym, nowym i czystym.

   W tym czasie popłynęła pieśń: „na zawsze w sercu Ty". Nie można tego wszystkiego wypowiedzieć! Silny mężczyzna płacze z powodu tego, że wrócił do Boga.

   W tym dniu zrozumiałem dwie sprawy:

1.  nigdy nie wiemy, co jest dla nas dobre, a co złe - możemy rozpatrywać to tylko w danej chwili, ale wszystko poznajemy po owocach

2. wyjeżdżałem na karty i obecnie przyjechałem do kościoła - nigdy nie ujrzałbym tych dwóch wyłożonych przeciwieństw...

a. gdybym nie upadł nie miałbym pilnej potrzeby powrotu do Boga - taki jest sens upadków człowieka i powrotu syna marnotrawnego

b. dawniej - jak większość ludzi - byłem przeciwnikiem spowiedzi, czyli zwykłej rozmowy z drugim człowiekiem, ale ten człowiek - niezależnie jaki jest, może być nawet zły - jest tylko narzędziem w ręku Boga.

    Nauczony doświadczeniem - w takim dniu musi spotkać mnie napór zła. Czekam, przygotowany na uderzenie. Tak też się stało, bo żona doczepiła się do zbyt wolnego parzenia kawy.

  Dodatkowo pojechałem odwiedzić nieuleczalnie chorego pacjenta, który ma nowotwór płuca z przerzutami. To prosty człowiek dysponujący mądrością życiowa. On wie o swojej chorobie, należy do innego lekarza i możemy rozmawiać swobodnie.

   Z rozmowy dowiedziałem się, że w szpitalu, gdzie przebywał dużo chorych złorzeczyło i lżyło Boga na swój los. Nigdy nie przypuszczałbym - czytałem tylko o tym - że są tacy ludzie. Jezus Chrystus poniżany przez chorych....nie do wiary!

   Wewnętrznie chciałem prosić go, aby w wypadku śmierci przyśnił się, ale miałem intensywnie ostrzeżenie przed taką prośbą. Nie chodzi tu o nietakt, ale to było coś poważniejszego.

     Po powrocie żona miała pretensję, że zbyt długo siedziałem. Znosłem to spokojnie, a później długo rozmawialiśmy, a jej serce otworzyło się! Przekazywałem jej niektóre moje przemyślenia...

   Może warto zapamiętać obrazowe omówienie naszych czynów, słów, myśli, próśb. Jeżeli przyjmiemy, że Pan Bóg ma z każdym z osobna połączenie typu "gorącej linii" to pewne jej elementy są przeciążone.

   Nie potrafię edytować rycin, a szkoda, bo mają wielką wartość w tłumaczeniu zawiłości duchowych. Wówczas każdy ujrzałby różnice w swoich kontaktach ze Stwórcą;

1. Najmniej ludzie „dzwonią” w sprawie powiadamiania o swojej miłości, bezinteresownej pracy, ofiarowaniu swoich cierpień, postanowieniach pokuty, itd.

2. Prawdziwe czyste intencje. Ja mam takie podawane, a po latach będą odczytywane, potwierdzane. Za  te dusze płynie Msza Św. z Eucharystią oraz moja modlitwa.

3. Wszelkiego typu prośby, błagania o zdrowie ciała („najważniejsze”), a nawet o wygranie w „To-To”...kiedyś sam poprosiłem i wygrałem to, co zapłaciłem!

4. Złorzeczenia, przeklinanie Boga, zgłaszanie pretensji z szydzeniem ze Słów Zbawiciela: „Boże mój Boże, czemuś Mnie opuścił” (wskazywanie na porzucenie przez Boga, a chodziło o brak poczucia Obecności Boga), „Pragnę” (zbawiania)...jak jesteś Synem Bożym to zejdź z krzyża!

   Wrogowie wiary wskazują – od Szatana na Boga - jako przyczynę wszelkiego zła i pytają; „gdzie jest i był Bóg", gdy dokonywano eksterminacji narodu wybranego? Przecież w Ps 106(105) zaczęli oddawać pokłon bożkowi ulanemu ze złota, cielcu jedzącemu siano...

                                                                                                     APeeL