Dyżur w pogotowiu...właśnie zerwano do alkoholika "w ciągu". Ból zalał serce, bo mogłem podobnie zginąć, ale zlitowano się nade mną...modlitwy pacjentek, zamawiane Mszę św. sprawią, że będę miał odjęty nałóg.
Rano zacząłem „Anioł Pański”, a za oknem śpiewał ptaszek. Z całego serca podziękowałem Panu Jezusowi za odpoczynek. W radiu Maryja mówili o kosztownym i okazałym zaprzysiężeniu czerwonego prezydenta Putina.
Pragnąłem być na Mszy św. ale pacjenci już czekali w przychodni (jeden budynek)...mam pracować dla chwały Pana i uświęcenia. Około 10.00 rozpoczął się nawał ze sztucznym tłokiem, powtórkami leków, czekającymi właśnie „na mnie”, a także spóźnionymi i tak do 18.00.
Chwilami serce i duszę zalewała tęsknota za Panem Jezusem, którą mogła ukoić tylko Eucharystia. Z trudem zdążyłem na ostatnią Mszę św. o 18.00. Stałem poza kościołem, słaby i senny. Moje umęczenie, Mszę św. z Eucharystią i późniejszymi modlitwami ofiarowałem (uświęciłem) w intencji tego dnia.
Podczas wołania do Boga wzrok zatrzymała zżółkła trawa, bo od 2 tygodni trwa straszliwa susza. Pan pokazuje, że tak jest też z nami...trawą jesteśmy! Trafiłem też na stos odciętych pni z drzew oraz stertę suchych gałęzi…
APeeL