Św. Andrzeja Boboli

Patrona Polski

   Dzisiaj jest wspomnienie męczeńskiej śmierci świętego Andrzeja Boboli. Po wyjściu do pracy serce zalał ból oraz bliskość Pana Jezusa ze słowami piosenki: „wiele jest serc wciąż czekających na Ewangelię”.  a ból zalał serce, bo 

   Chłopczyk czytał słowa z Apokalipsy, a Jezus wołał do Ojca Najświętszego za tymi, którzy uwierzą słowom Apostołów. To także do takich jak ja, ponieważ mam pragnienie wrócić do Królestwa Bożego. Wróciła myśl o świadkach Pana Jezusa...nie wiem czy jest takie stowarzyszenie?

   Wzrok zatrzymał obraz „Jezu ufam Tobie”, a promienie wypływające z Najświętszego Serca Zbawiciela przeszyły moje serce. Zawołałem za niechętnych Jezusowi, odwróconych i tych, którzy nie wiedzą, co czynią.

   Przepłynęło królestwo Szatana z jego agendami typu ustroju bolszewickiego...fałszem i okropnościami (zbrodnia, zbrodnia i jeszcze raz zbrodnia). Zawołałem tylko: „Jezu…Jezu jakże pragnę żyć dla Ciebie”. Na ten moment z telewizji padną słowa „o pracujących dla ciebie”.

   <<Wybacz Jezu tym, którzy służą s o b i e. Ten szatański świat, to odwrócenie i wrogość otoczenia do Ciebie i takich jak ja! Nie licz im tego, Panie! Dla każdego z nas wybije godzina (z telewizji dobiegł dźwięk gongu), każdy będzie rozliczony i zda relację z myśli, słów i uczynków - niestety większość nie wie o tym i nie ma świadomości tej odpowiedzialności. Jeszcze raz wołam Panie: nie licz im tego, bo zostali omamieni przez Twego przeciwnika, nawet nie wiedzą, że on istnieje>>.

    Po Komunii św. serce napełnił Duch Boży, a po wyjściu z kościoła ponownie wołałem razem z biciem dzwonów kościelnych: "Jak Ci, Jezu wyrazić to wszystko? Jak wypowiedzieć ból pragnienia bycia z Tobą."

   Trafiłem do pakamery kierownika transportu sanitarnego, który mówił jak wróg wiary, bo kocha to życie i mimo wielu zaproszeń nie drganie duchowo...nawet w późniejszej starości.  Trudno być prorokiem we własnym kraju, a szczególnie w swoim mieście. Szkoda słów w stosunku do nienawracalnych, trzeba tylko modlić się za nich...

    Wyszedłem rozgoryczony, pozostawiłem interlokutorów w stanie złości do mojej osoby, a przez to do Pana Jezusa. „Dziękuję Ci, Panie Jezu, że ukazujesz mi Swoje cierpienie.”

    Dzisiaj jest ciężki dzień w przychodni...można wyzionąć ducha. Pojechałem do warsztatu, a tam napływa, aby Panu Jezusowi postawić kwiaty pod krzyżem! Tak uczyniłem, a wdzięczna radość zalała serce.

    Dopiero wieczorem zrozumiałem to natchnienie…jakbym teraz mógł pisać o Zbawicielu? Przecież to jedno ze świadectw, bo wokół są zaniedbane krzyże, sztuczne kwiaty, pokrzywione płotki…obok piękne, drogie pomniki, lampki, zawsze świeże bukiety. Piszę to i płaczę…

   "Jezu! Zbawicielu, Panie mojego serca i duszy, mojego dziś i w i e c z n o s c i - przyrzekam Ci, że nie opuszczę Cię aż do śmierci, do ostatniego uderzenia serca, do ostatniej świadomej myśli."

   "Wybacz, proszę wszystkie wybryki, które uczynię od tej chwilki - Ty znasz moją nędzę, niech Twoja ochrona będzie moją mocą, a Twoja Miłość bronią…przeciw Szatanowi, który - w tych czasach - działa z wielką perfidią".

                                                                                                                                   APeeL