Tuż przed przebudzeniem z ciepłem i łagodnością napłynęła informacja, że: „twoje ręce są teraz jak święte ręce kapłanów”. To prawda, bo mogę nakładać je na głowy pacjentów z prośbą o uzdrowienie w Imię Pana Jezusa!  Wstałem w środku nocy i na kolanach wołałem: „za dusze pobożne i wierne”.

   Piękne są rozważania Męki Jezusa przeniesiona na nas: „gdy będę samotny bądź ze mną Jezu, gdy z powodu Twojego Imienia będę biczowany, wyśmiewany i poniżany, gdy będę niósł Twój krzyż i pod nim upadał, a nawet do mojego malutkiego krzyżyka przybijany...bądź ze mną Panie Jezu!”

    Przed Mszą św. zawołałem: „Matko! Matko Prawdziwa...Matko kapłanów bądź ze mną. Panie Jezu połóż Swoje Święte Ręce nad całym światem”. Dziwne, ale ta modlitwa płynęła nie niezależnie od ciała! Nie wiem jak to wytłumaczyć?

   Żona opowiadała o wczorajszym kazaniu, gdzie kapłan wykazał błąd kościołów odrzucających Matkę Jezusa i Jej kult. Ona była do końca z Jezusem. Matka zawierzyła Bogu od Zwiastowania aż do śmierci Syna...nigdy nie zwątpiła!

    Podczas pracy żartowałem…

- starszej pacjentce zaproponowałem kawę, bo właśnie sobie parzyłem 

- kaszlącemu w kokluszu latanie samolotem

- rolniczce, która kupiła małe kurczaczki powiedziałem, ze będzie miała do kogo gadać, a przypomniał się wyjazd pogotowiem i wielki pies na podwórku wzywającego...do którego trzeba cały czas „mówić po ludzku”!

- pojawiła się też babcia dla której jestem „jej synem”...delikatnie zapytałem o majątek. 

    Przyjmowałem chorych, a w tym czasie moja dusza „przemawiała”; „ty, która stoisz daleko i martwisz się o swoje dzieciątko, a ty i ty dlaczego w kłopotach nie zgłaszacie się do Matki Prawdziwej?”

    W rejestracji prowokował mnie kolega (budowniczy PRL-u); „mógłby papież nie przyjeżdżać...w soboty ma pan dyżury, a w niedzielę do kościoła.” Nic się nie odezwałem zgodnie z zaleceniem mojego Anioła.

   Pan Jezus pomógł, bo pragnąłem modlitwy...wszystkich załatwiłem i na stołówce, w ciszy odmówiłem „Tajemnice szczęścia”.

    W czasie koronki do Miłosierdzia Bożego napłynął wielki smutek i tęsknota, bo nagle odczułem biedę ludzi i moją bezradność wobec tego wielkiego problemu...u normalnych posiadanie wywołuje radość, a u mnie myśl biegnie do potrzebujących, głodnych, wielodzietnych, nękanych przez pijaków. Podczas modlitwy zawołałem: „Panie Jezu wspomóż wszystkich biednych, tych z którymi się stykam. To dla Ciebie Jezu tak niewiele.” 

   Teraz biegnę na nabożeństwo do Naj. Maryi Panny, a serce zalewa tęskna miłość do Matki Prawdziwej. W tym czasie z duszy płynie własna litania: „Panno Czysta, Panno Dobra, Mateczko Prawdziwa, Opiekunko Najlepsza”. Łzy zalewały oczy, a nawet zapłakałem.

   Zatrzymałem się pod kościołem przed napisem: „Serce moje weź!" W takich momentach najmniejszy szczegół jest świętością. To tak jak w pierwszej miłości: miała klamerki u bucików i spinkę we włosach...och, szczerozłota!

   Wieje ciepły wiatr, na wysokiej topoli gwarzą wróble, kapłan śpiewa przez głośnik, lekko dzwoni sygnaturka. Wszedłem do kościoła i uciekłem do pustego i zamkniętego przedsionka...nie ma tam nikogo! Pan Jezus na małym krzyżu wywołał cichy jęk.

   Na czarnej chorągwi „Błogosławieni, którzy umierają w Panu”. Czy może być coś piękniejszego - umierać w Panu, a nawet dla Pana. Coraz mocniejszy jestem w tym przekonaniu, że któregoś dnia Pan zażąda takiej ofiary! Moja moc wzrasta z czasem...

   Upadłem na kolana z powtarzaniem słowa śpiewanej przez lud litanii: "Matko Jezusa zmiłuj się nade mną”. Teraz proszę, aby Matka była ze mną i z moimi chorymi. Przez myśl przebiega dzisiejsze zdarzenie.

   Młoda i znerwicowana dziewczyna zgłaszała szereg dolegliwości, a ja jej poradziłem urodzenie dzieciątka! Wraca od ginekologa, pragnie mnie pocałować, chwali, że jestem dobrym lekarzem...ona jest właśnie w ciąży! Przecież to pomoc Matki - mogłem napisać jej wiele leków - nawet nie zapytałem o ciążę!

   Zbliża się czas Komunii św. a ja znowu wołam: „Panie za Twoją łaską i z Twojego wezwania tu jestem, nigdy nie będę godny”. Popłakałem się, a po zakasłaniu kawałek Eucharystii znalazł się na moich dłoniach: „ręce tak święte jak ręce kapłanów”...przypomniał się sen! Moje serce zalała moc...mógłbym zostać wdeptanym w ziemię dla Pana Jezusa. 

    Dzisiaj planowałem pić alkohol, ale nie wypada, nie potrzebuję poprawiania mojego nastroju! Wczesna pora, a ja w łóżku czytam o Ojcu Pio....

- Co ty?...co ty?...bez kieliszeczka, taki spokojny, nie będziesz dzisiaj walił garami o północy; tak powiedziała żona i świetnie pokazała ruch, który odtwarza mycie garnka.

                                                                                                                           APeeL