Szatan nienawidzi Matki Pana Jezusa i jej czcicieli. Jeżeli zapomnisz o jakimś święcie maryjnym, a jest ich w roku 36...to napadnie w różny sposób. Zerwał mnie w środku nocy i natychmiast podsunął „dobro”, bo wiedział o dzisiejszych modlitwach do Matce Bożej Fatimskiej.

    Wiedział też, że o tej porze i do tego zaspany nie będę o tym pamiętał. Usiadłem i pomyślałem, że to jest  1-wsza sobota m-ca, która zawsze jest  związana z Maryją. Nie poddałem się pokusie, zacząłem wzywać Boga Świętego i Pana Jezusa oraz odmówiłem koronkę.  

    Atak powtórzył się na Mszy św.  porannej. Wówczas masz splątane myśli, którym towarzyszy brak pokoju, niemożliwa jest modlitwa i normalne uczestnictwo w nabożeństwie. Z samego zestawu „problemów”  każdy może odczytać działanie demona na swoją osobę.

    Mnie zawsze podsuwa: mafię kapusiów, krzywdę i warcholstwo kolegów z Izby Lekarskiej oraz faryzeizm ludzi. Wszystkiemu towarzyszy pustka, złość z ziemskim pragnieniem "sprawiedliwości" czyli odwetu. Nie docierały czytania i byłem nieobecny duchowo.

    W tym czasie wzrok zatrzymywały przebite stopy Pana Jezusa („gdybym tak postępował to nie otworzyłbym dla ciebie Nieba”) oraz chorągiew z krzyżem w koronie cierniowej („przyjmij cierpienie”), ale atak przekroczył moje siły. Niewiele zmieniła Eucharystia, a podczas nabożeństwa do MB Fatimskiej przysypiałem, bo nie podobały mi się rozważania.

    W domu dalej trwała złość, serce było pełne nienawiści i chęci odwetu za krzywdy, byłem niezadowolony i zniechęcony do wszystkiego. Cały dzień trwała pustka duchowa i niezdolność do modlitwy. Nawet żona widziała moje rozdrażnienie. Napływało, abym nie dyskutował na forach, ale nie posłuchałem.  

    Wyszedłem na Mszę św. wieczorną, bo zrozumiałem, że to wszystko jest wynikiem ataku demona. Napłynęło, że do kościoła mam iść piechotą, a zły zawracał bo: „leki”...”rower”. Bestia wiedziała, że moja modlitwa będzie pełna ekspiacji! Zły zna przebieg dnia naszego życia. 

   W drodze w wielkim uniesieniu płynęła koronka do Miłosierdzia Bożego oraz moja modlitwa. Podszedłem do spowiedzi, aby w czystości ofiarować Matce Jezusa ten dzień. Padłem na dwa kolana, przeżegnałem się w uniżeniu, a św. Hostia była jak woalka.

    Popłakałem się...”niech łaska Twoja zawsze nam sprzyja, módl się za nami Zdrowaś Maryja”. Wracałem do domu z modlitwą omijając ludzi, a podczas przechodzenia obok małej kapliczki z figurką Niepokalanej napłynęła bliskość Matki Bożej, a nawet poczułem Jej przytulenie...   APEL