Obudziłem się z myślą o świętości Imienia Jezusa („Ten, Który Zbawia”). Napłynęło pragnienie spowiedzi. Dopiero teraz przypomniałem sobie o odmówieniu zadanej pokuty; litanii do Najświętszego Imienia Jezus! Czy to przypadek? Może uważałem, że taka pokuta ma mały sens?
„Niech będzie, uwielbione imię Twe – Jezus!
Jezu, usłysz mnie Jezu!
Jezu Najmilszy
Jezu Najcierpliwszy
Jezu Najposłuszniejszy
Jezu cichy i pokornego serca
Jezu pełen miłości, dobroci, mądrości, prawdy i Światłości
Jezu ucieczko moja
Bądź mi miłościw, wysłuchaj mnie i przebacz! Daj mi Jezu Twoją Miłość
Serce Twe Jezu jest pełne cnót, miłości, sprawiedliwości, dobroci, mądrości, umiejętności, cierpliwości, wielkiego miłosierdzia, hojności, posłuszne aż do śmierci, źródło życia i świętości, źródło wszelkiej pociechy, nadziejo dla umierających. Jezu! Uczyń serce moje według Serca Twego!"
Podczas przejazdu po żywność rozmawialiśmy z żoną o naszym cierpieniu; odejściu córki od Boga...z dodatkowym obnoszeniem się z tym, że jest niewierzącą! Ja wiem, że ten bunt jest przejściowy. To próba także dla nas, ale lęk przenika serca. Życie jest kruche, co będzie w wypadku jej śmierci, a doszła do wieku rozeznania...
Czytam o strasznych losach ludzi (Syberia) i zastanawiam się o braku wzmianki o modlitwie, szukaniu pomocy u Ojca i Matki! Przeznaczony los po prośbach mógłby być złagodzony. W momencie pojednania z Bogiem taka śmierć byłaby wybawieniem. Ile chwały mógłby doznać człowiek w takich warunkach...modlący się za prześladowców!
ApeeL