Wczoraj oglądałem na rosyjskiej „Planete” transmisję z Pasterki w Cerkwi Chrystusa Zbawiciela w Moskwie. Nie wiedziałem, że dzisiaj w Kościele Wschodnim jest Boże Narodzenie.    

    Po przebudzeniu przeżegnałem się i napłynęło wielkie zamyślenie z powodu poczucia bliskości Boga. Nadal byłem pod wrażeniem tych pięknych uroczystości, gdzie był także tow. Putin. Tak powinniśmy obchodzić rocznicę Narodzenia Pana, ale w sercach, bo Bogu nie jest potrzebna obrzędowość zewnętrzna w której lubują się bezbożnicy (np. w Korei Północnej).

    Wprost czułem radość z Narodzenia Dzieciątka, bo Słowo stało się Ciałem. W takim stanie pragniesz ciszy, padnięcia na kolana i bycia w świątyni. Aniołkowi przed Żłóbkiem wrzuciłem drobne, a to sprawiło, że pod ławką znalazłem zdjęcie św. Rodziny z Dzieciątkiem.

    Takie zdarzenia radują duszę i są dowodem na łączność z Bogiem, który cieszy się z nami jak dobry ojciec ziemski. To jest tak proste, że aż niepojęte, bo wszyscy jesteśmy dzieciątkami Bożymi. Ludzie myślą, że spotkanie z Panem Jezusem to cierpienie świętego, który obejmuje krzyż, wzdycha i patrzy w niebo.

cierpienie świętego, który obejmuje krzyż, wzdycha i patrzy w niebo.

    Nawet nie pytaj jaki sens ma bieganie do kościoła, bo Eucharystia sprawiła pokój i radość. W czasie powrotu do domu śpiewałem: „Nich żyje Jezus zawsze w sercu mym” i padłem w błogi sen. 

    Ta radość trwała jeszcze następnego dnia, a po wyjściu do kościoła moją duszę zalało wielkie uniesienie. To była niespodziewana łaska i w żaden sposób nie mogę wyjaśnić napływu mocy duchowej, bo jeszcze przed chwilką byłem normalny.   

    Wprost chciałbym uzdrawiać, dotykać umierających i nieść dobro Boże. Tego nie można przekazać naszym językiem. Przypomniała się Ew Mt 4, bo do Pana Jezusa przynoszono „wszystkich cierpiących, których dręczyły rozmaite choroby i dolegliwości, opętanych, epileptyków i paralityków, a On ich uzdrawiał”.

   Bliskość Pana Jezusa powróciła jeszcze 09.01.2014, gdy po drzemce zacząłem śpiewać kolędę o ujrzeniu Maleńkiego, a wzrok zatrzymała okładka ”Różańca” ze św. Rodziną: „Przyjąć Słowo jak Maryja”.

    Nagle znalazłem się na miejscu starca Symeona, który doczekał przyjścia Zbawiciela i stwierdził, że może umrzeć w pokoju. Takie było moje serce: „zobaczyć Dzieciątko i umrzeć”. Nie pojmiesz tego naszym rozumem.

    Z wielkim trudem odczytałem intencję modlitewną, a to wyjaśniło także smutki trwająca od 3 dni, bo właśnie jest wymieniana dobra posadzka w kościele. To brak prawdziwego kultu dla tego Świętego Czasu...początku otwierania Nieba.

    Nie zrozumiesz tego, bo musisz to przeżyć we własnym sercu. Inaczej nie można tego pojąc i może dziwić zapis takiego przeżycia. Miałem tylko jedno pragnienie, aby wołać do Boga, bo tylko modlitwa może ukoić takie cierpienia duchowe.

   Prawie umierałem podczas godzinnego krążenia po mieście. Wróciłem do domu i dalej w ciszy prosiłem Pana Jezusa w intencji tych, którzy „nie wierzą, że Słowo stało się Ciałem”...                                                                                                                                      APEL