Dzisiaj będę miał pokazanych ludzi, którzy czynią mi dobro. W drodze do kościoła „patrzyła” piekarnia, bo „chleb nasz powszedni” jest tego symbolem. Normalnie nie widzimy tych, którzy dostarczają nam wodę i wszystkie produkty, ciepło, a także dają poczucie bezpieczeństwa.

    Pod kościołem minąłem się z żoną, która tyle lat mi służy, a to ważne szczególnie teraz, gdy całe dnie poświęcam służbie Bogu. Jako szczególny znak...podała mi pieniądze na wydatki.   

    Apostoł Jan przypomniał, że „nie my umiłowaliśmy Boga, ale On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy /../ abyśmy życie mieli dzięki Niemu”. 1 J 4,7-10

    Większość ludzi nie ma świadomości życia po śmierci i na co dzień nie dba o ostateczny cel naszego zesłaniu...z miłości! To wielka niefrasobliwość z zamykaniem sobie wąskiej furty prowadzącej do zbawienia. Piszę to, a „dreszcz prawdy” przepływa przez ciało.

    Pan Jezus rozmnożył chleb i ryby dla 5 tysięcy mężczyzn. Polecił wszystkim usiąść gromadami na zielonej trawie (po stu i po pięćdziesięciu). A wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo, połamał chleby i dawał uczniom, by kładli przed nimi. Mk 6, 34-44

    Popłakałem się po św. Hostii, która była jak woalka. Przepłynęły obrazy i zdarzenia: rodzice chrzestni,  ojciec wstający w środku nocy, bo dojeżdżał do odległej stolarni, babcia, która dawała mi kącik za szafą, ciocia i wujek, którzy wspomagali mnie na studiach oraz żona i pacjentki modlące się za mnie. Na szczycie tego dobra kapłani z Eucharystią.

     Wcześniej też wołałem do Boga w ich intencji (2002, 2010), ale zawsze "ktoś dochodzi". Dlatego z wdzięczności poszedłem dodatkowo na Mszę św. wieczorną, gdzie śpiewaliśmy Maleńkiemu aż 3 kolędy. Św. Hostia unosiła się w ustach, a ja chciałbym, aby to trwało do końca życia.

     Ostateczną intencję odczytałem dopiero po wyjściu na Mszę św. w piątek. Napłynęła osoba  kardiolog, która trafiła mi z lekiem oraz okulistka, która przyjęła mnie bez zapłaty. W wielkim bólu odmawiałem całą modlitwę, a w kościele dodatkowo prosiłem Boga o miłosierdzie dla dusz moich nauczycieli.     

    Przypomniała się babcia, która zamawiała za mnie Msze św. w różnych sanktuariach oraz kierowca, która zlitował się nade mną, gdy „zmarnowany przez życie” stałem w ulewie za Krakowem. Dołączyłem do nich zegarmistrza, którego dzisiaj spotkałem, kontrolujących właśnie mój pojazd, a także mechaników. 

    Wyjaśniło się moje wcześniejsze pragnienie przekazania tym ludziom słów psalmu:  Niech Pan Bóg was błogosławi i strzeże, niech rozpromieni nad wami Swoje Oblicze i obdarzy was pokojem.                                                                                                      APEL