Mam bardzo mocne przeczucie, że umrze pacjent w prowadzonym przeze mnie oddziale wewnętrznym (zastępstwo kolegi podczas jego urlopie). Z tego powodu nie mogłem spać. Ponadto nie wiedziałem, który to będzie.
W głębi duszy prosiłem Boga o zachowanie przy życiu pacjenta którego rodzina wspomogła mnie finansowo. Bardzo ciężko pracuję i nie chcę mieć kłopotów. Nad ranem tuż przed przebudzeniem napłynął obraz kobiety w czerni pochylonej nad stołem w gabinecie lekarskim oddziału. Właśnie zadzwonił telefon…
Po przyjściu do Oddziału zauważyłem, że na czarno ubrana jest dyżurna pielęgniarka, która stwierdziła, że około 4-5 w nocy miała wzywać mnie do pacjenta. Ciężko chory stwierdził, że to jego koniec i chce iść do domu. Wezwano kapłana i po spowiedzi umarł.
"Mój" pacjent przeżył, a ja zrozumiałem ohydę mojej prośby do Boga. Na tym tle możesz zobaczyć jak bardzo ważna jest praca bezinteresowna. Wówczas mamy czyste myśli i dla wszystkich podopiecznych - przekazanych nam przez Boga – jedno serce…
Dzisiaj, gdy to edytuję (01.03.2020) kolega po fachu, marszałek Senatu RP ma wielkie kłopoty, bo zgłaszają się pacjenci i rodziny takich z zarzutem, że żądał zapłaty za udzielaną pomoc. On w swoim zaprzaństwie kieruje ich do sądu (ma prawnika) o pomówienie...
APeeL