W drodze do pracy odmawiałem „Ojcze nasz”, a rozmyślenie sprawiły słowa o przebaczeniu moim winowajcom. Dzisiaj w przychodni jest nieco luźniej (targ czyli; "święto dyszla”).
-
Nie wiem, czy przejmę gospodarstwo...cena schabu spada!
-
Patrz na swoje powołanie. Ja jestem lekarzem, nie będą płacić..to nie będę leczył?
W sercu pojawiło się wołanie; "Panie Jezu otrzymałem od Ciebie wielki dar - dar leczenia ludzi, pocieszania, mówienia do nich, szerzenia Twojej chwały”. Często dziękują mi za moją dobroć - jak mam im wytłumaczyć, że to Twoje dzieło?
Na ten czas przywieziono - z innego rejonu - pochyloną babulińkę...słabą i bladą. Córka chciała wezwać wizytę prywatnie, ale odradziłem i załatwiłem ją bezpłatnie.
Wracałem z pracy z sercem przepełnionym radością. Dzień chylił się ku zachodowi, a moja dusza zawołała:
"Panie! Wszystko Tobą wypełnione! Niebo jest pełne Ciebie, lądy i morza...
Ty grozą powiejesz i tęczą pocieszysz.
Ty jesteś wszędzie Panie!"...
Później napłynęła tęskna miłość z pragnieniem spotkania Pana Jezusa i moim ponownym zawołałem:
"Jezu! Ty przy każdym stworzeniu czuwasz...stoisz za silnym, a niesiesz słabych.
Kto nie chce Cię - nie czuje nic...we własne siły zapatrzony.
Kto nie zna Cię - nie wie, że jest z własnym losem zagubiony.
Kto szuka Cię - znajduje i kroczy lekko Twoim śladem.
Kto wie, że Jesteś, ten biegnie na spotkanie."
APeeL