Tuż po przebudzeniu wołałem do Matki naszej. To można porównać do dziecka dającego znak życia: „mamo! mamo”! Żona wyjechała na spotkanie kółek różańcowych, a ja stoję zmarznięty i smutny pod kościołem czekając na spotkanie z Panem Jezusem.

    Siostra zaśpiewała: „Matko Najświętsza (...) Twojego ludu nie gardź prośbami. Ucieczko Grzesznych módl się za nami”. Właśnie biły dzwony. Przez serce przepłynął dreszcz, a łzy zalały oczy.

    Jak ludzie żyją bez Matki Bożej i naszej, bez Świętej Rodzicielki. Ja mówię to prosto z frontu duchowego, bo wszystko jest prawdziwe w naszej wierze. Wprost chce się krzyczeć: „Pani nasza! Ucieczko Grzesznych! Matko, która wszystko wiesz. Jakże chciałbym wyjść i mówić o Tobie”. Padają słowa: „idźmy (...) z rzewnym sercem”. Taki właśnie jest stan mojej duszy.

    Dzisiaj jest wspomnienie świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, która postanowiła całkowicie oddać się Jezusowi i sprawie zbawienia dusz. Dziwne, bo jak mnie ogarnęła ją tęsknota za Bogiem, a to droga ku świętości.

    Eucharystię wynagradzającą przekazałem na ręce Matki i jej poświęciłem to nabożeństwo. Z ludem odmówiłem cz. radosną różańca, litanię i zostałem pobłogosławiony Monstrancją. Mimo doby postu nadal nie byłem głodny. 

     W drodze na nabożeństwo wieczorne płynie koronka i moja modlitwa za „osamotnionych w walce”. Rano byłem pusty przed Mszą św. a teraz odwrotnie, bo „idę z radością na spotkanie Pana”. Przypominają się słowa psalmisty: „(...) przystąpię do ołtarza Bożego, do Boga, który jest moim weselem i radością (...)”.  Ps 43,1-4

     Dzień niepodobny do dnia, ale wszystko połączone, bo z osamotnionymi jest Matka Boża i Pan Jezus, który „(...) wysłuchuje biednych i pokornych. (...) swoimi więźniami nie gardzi. (...)”. Ps 69, 33-37  To co niemożliwe staje możliwe.

   Faktycznie zostałem pocieszony, bo nawet dotarły czytania: „Ufajcie, dzieci, wołajcie do Boga, (...) nawróciwszy się, szukajcie Go dziesięciokrotnie. Albowiem (...) przywiedzie radość wieczną wraz z wybawieniem waszym". Ba 4, 5-12.

    Zdziwiłem się, że na Mszy św. było dużo ludzi. Kapłan wyszedł ze św. Hostią, a ja pobiegłem pierwszy, bo nie lubię, gdy Pan Jezus czeka. Przykro, bo za mną podeszło tylko kilka osób.

    Podczas powrotu radość zepsuło spotkanie kolegi, który „zestarzał się w przewrotności”...  APEL