Zostałem zbyty przez prokurator w moim rejonie, ponieważ - w trwającym 12 lat napadzie na mnie przez samorząd lekarski ze stalkingiem - nie ujrzała zagrożenia dla porządku publicznego i naszej ojczyzny. No cóż, wg mateczki MK-B „Konstytucja jest ważniejsza niż zdrowie i życie ludzkie”...

Nie chodzi o moją krzywdę, ale teraz o dusze zapartych w zaprzedaniu poganom, których nie porusza nawet obecny kataklizm z zagrożeniem ich zdrowia i życia. Pan Bóg pokazuje naszą marność, bo przed tą plagą nie może ochronić coraz piękniejsza „Stokrotka” z TVN, Kim Jong Un (straszak na Amerykanów), a nawet W. W. Putin. Właśnie podają, że lekarz oprowadzający go po szpitalu ma koronawirusa. Można mu zarzucić próbę zamachu na nieśmiertelnego (planuje królowanie do 2036 r.!).

Nie wykupi się nawet największy mocarz, a jest to namiastka podczas sądu nad chorą duszą...okrutnego, bo sprawiedliwego. Do czasu śmierci ciała trwa niewyobrażalne Miłosierdzie Boże.

Z natchnienia Bożego mam pisać odwołanie do Prokuratury Okręgowej (nie ma prokuratur wojewódzkich)...tak miałem „podpowiedziane” przed wczorajszą Mszą Św. wieczorną. Można wszystko wysłać bezpośrednio.

Ponownie pięć godzin trwało pisanie, a tuż przed wyjazdem na Mszę Św. wieczorną napłynęła intencja modlitewna tego dnia. Wyobraź sobie, że lekarzowi, katolikowi, obrońcy wiary i krzyża nikt nie pomógł. Nie mogę wskazać nawet jednej osoby. Przepłynął cał zestaw instytucje do których się specjalnie zwracałem. Jaki ważniak kieruje tym wszystkim...czy naprawdę jest to Polak?

Na Mszy św. wieczornej Bóg Ojciec zesłał na zbuntowany lud węże o jadzie palącym (Lb21, 4-9), ale po ich przejrzeniu i prośbie Mojżesza sporządzono węża miedzianego, który był znakiem ocalenia. Czyż nie jest to nasza obecna sytuacja? Nie widać jednak poruszenia modlitewnego, bo ważniejsze są maseczki. Nie bierz tego dosłownie, bo chodzi o ukazanie naszej ufności.

Psalmista błagał Boga ode mnie (Ps102/101); „Wysłuchaj Panie, mojego wołania /../ a moje wołanie niech przyjdzie do Ciebie.”. Natomiast kapłan prosił o modlitwę; „Za Kościół święty, aby znak krzyża świętego, którym gardzi współczesny świat, był dla niego powodem chluby i znakiem zbawienia”…

Myśl uciekła do słów Jerzego Urbana o „głupstwie krzyża” oraz prokuratora, który stwierdził, że „krzyż to drzewo” z przesłaniem, że kolega psychiatra powalił drzewo. Wejdź;https://gdynia.naszemiasto.pl/zniszczono-pomnik-bohatera-pomorskiego-ruchu-oporu-piotr/ar/c1-6738193

Zrozumiesz to mając łaskę wiary, wiedząc, że to wszystko Prawda, a zarazem dziwiąc się głupocie duchowej mądrych ludzi, którzy uważają, że wszystko kończy się śmierć ciała. Na ten czas „patrzył” (zatrzymał wzrok) obraz s. Faustyny, ale bez krzyżyka (nie będę miał cierpienia). To prośba o miłosierne napisania odwołania, bo demon kusi do odwetu, ostrego języka, a nawet ubliżania oprawcom.

W ich intencji jest dzisiejsza Msza Św. z Eucharystią, która ułożyła się w laurkę i sprawiła pokój oraz słodycz. W litanii do Św. Józefa wołałam, aby Opiekun Św. Rodziny modlił się za nich i dusze takich, bo wielu zmarło w czasie napadu na mnie…

APeeL

 

 

 

12.11.1989(n) ZA LUDZI Z MARGINESU...

- Czy nie chciałby pan być dobrym i kochanym...zwracam się do ładnego mężczyzny. Wyczuwam, że tak. Po chwili oblatuje mnie strach, bo pojawił się demon w postaci dziewczyna o przerażającym wyglądzie z popsutymi czarnymi zębami. Wyraźnie widziałem dużą czarną dziurę w zębie. Sen snem, ale przyjemne to nie jest!

Wstałem wcześniej i z wielką radością biegłem do kościoła na spotkanie z Panem Jezusem. Przypomniałem sobie, że czytałem o takiej radości w „Dialogu”. Pan dał mi dzisiaj łaskę zaznania tego przeżycia, którego nie można wyrazić.

"Dzień dobry” odezwał się jeden z trzech - zmarnowanych przez alkohol i papierosy - młodych mężczyzn. Wielki żal zalał serce ze zrozumieniem ich sytuacji. Znam takie stany po przepiciu z niewyspaniem, a zarazem z głodem alkoholu przy braku pieniędzy.. Moja myśl pobiegła do brata Alberta. W tym momencie zrozumiałem jego wielkie cierpienie. Cierpienie z Miłości i Miłosierdzia Jezusowego do ludzi marginesu. Miłość miłosierna zlała serce, a w oczach zakręciły się łzy.

Teraz chcę być sam to znaczy z Bogiem. To jest bardzo trudne w naszych warunkach. Przechodząc koło komendy MO zobaczyłem zakratowane okna i dyżurującego w pracy. Nagle zaznałem jego cierpienie jako człowieka - tutaj na ziemi.

W wąskiej uliczce przez małe okienko można wiele zobaczyć. „Boisz się, że inni na ciebie patrzą, a nie boisz się tego, że Bóg wciąż patrzy na każdego z nas”. Tak, to wielka prawda, bo Bóg patrzy na nas cały czas.

Myśl wróciła do snu i chorób. Cóż dla mnie oznacza choroba, cóż znaczy ciało. Ja jestem poza tym. Tak, mam wielkie uczucie bycia większym od ciała (marności).

Dalej trwała łączność z Bogiem. W kościele siedziałem malutki i cichutki i dalej rozmyślałem nad naszym wygnaniem. Tu na ziemi - zdani na cierpienia - mamy szukać Boga. Jaki sens tego wszystkiego. Widzę to teraz jasno. Nie było dobrze w domu Ojca - jesteśmy tutaj, a po naprawie mamy wrócić do Niego. W tym czasie musimy prosić o pomoc, błagać o przyjęcie i szczęśliwy powrót do domu. To jasno widać - każdy ciepiący idzie po pomoc. Część się odwraca całkowicie. Dużo jest letnich. Jakaś garstka przybywa tutaj ze zwykłej ciekawości (nie możemy tego wykluczyć). Myśl pobiegła do takiego straceńca, który w łonie matki wszystko słyszy (nasz bałagan, kłótnie: bójki, zakłady, domy) i zostaje zabity (przerwanie ciąży).

Padłem na kolana podczas Konsekracji i z krzykiem podczas wymawiania przez kapłana sakramentalnej formuły; "Jezu, Jezu, Jezu”. My jesteśmy zbyt słabi dla takich nagłych i wstrząsających przeżyć. Najlepiej wyrażają to słowa, że „serce może pęknąć”.

Teraz oglądam uroczystość beatyfikacyjną z Watykanu, gdzie papież ma łzy w oczach po wypowiedzenia pięknych słów o dziele brata Alberta.

W czasie obiadu burda z dziećmi...wygoniłem syna za drzwi. Nie rozumie taki darów; ciepło, dom rodzinny, rodzice, obiad, własny pokój. Taki śmierdzący nędznik powinien prosić o oplucie, a on się stawia, robi bałagan, przeszkadza spożyć spokojnie obiad. Nawet zwierze tak nie robi - zjada spokojnie.

To jest wytłumaczenie naszej ziemskiej sytuacji!

Uciekłem do lasu brzozowego. Usiadłem w słoneczku i czytałem, a wielki to dar..."Rozmyślania i modlitwy" J. H. Newmana (ur.1801 r. i przyjęty do kościoła katolickiego w 1845 r. mianowany kardynałem 1879 r. zm. 1890 r.).

Jezus oświadczył, że Jego czas już nadszedł. W myśli otworzył drogę do działania Szatana. Jezus znał przebieg swojego życia "do przodu". Widział straszliwą Mękę, ale był przygotowany na śmierć jak Wielki Żołnierz. Wiedział, który z uczniów zdradzi, że Piotr się zaprze. Wiedział to wszystko. „Słyszał” wcześniej rozmowę Judasza z kapłanami. Widział niewdzięczność ludzi. Oto Jezus jest uderzony w twarz - czy nie uderzałem Go przez wiele lat? Ty Panie przez te lata zarzucałeś mnie wszelkimi łaskami, a ja wciąż uderzałem Ciebie, Drogi Jezu!

Myśl pobiegła do wielkiego wstydu Jezusa na krzyżu - faktycznie Jezus był obnażony i miał wielki krzyż-wstyd. Wyobraź sobie, twój wstyd i wyobraź sobie wstyd Jezusa!

Wracałem w smutku do domu...powtarzając; "Jezus pomoże, pocieszy”, „Jezus pomoże, pocieszy”. Na skraju lasu spotkałem mojego przyjaciela przybłędę - Miśka. Stoi i macha ogonem. Ten pies, przed laty uciekał na widok ludzi. Teraz szedł ze mną. Pytałem go jak żyje, gdzie mieszka, gdzie śpi i co spożywa? "Jezus pomoże, nie opuści”…

APeeL