W  środku nocnego dyżuru w pogotowiu jechaliśmy z porodem, a ja odmawiałem: „Zdrowaś Mario”. Jakże piękna to modlitwa. Łzy zalewały oczy, sączyłem słowa, robiłem przerwy i w ten sposób wielbiłem naszą Matkę!

    Podczas odmawiania: "Ojcze nasz" wprost ujrzałem Boga, Światłość Wiekuistą, która płonie w każdym z nas...jak świece na cmentarzu. Popłakałem się i zawołałem: „Panie zmiłuj się”! 

    Ten zapis przypomniał się dzisiaj (29.12.2012) na Mszy św., gdy wzrok zatrzymała szopka z Dzieciątkiem i napisem: „Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, Bóg Prawdziwy z Boga Prawdziwego”. Pan Jezus został zrodzony z Ojca, a my jesteśmy tylko stworzeni.

    Wówczas zdziwiony ujrzałem nasze karetki pędzące na światłach bez sygnałów...jak złowieszcze widma! Tak, bo właśnie kierowca zasnął i „Polonez” wpadł do rowu...cztery osoby  zostały ciężko ranne. Ludzie odpoczywają, wstają rano i nie wiedzą jakie tragedie rozgrywają się w „tej nocnej ciszy”.

    Rano, w drodze do przychodni ponownie odmawiałem: „Zdrowaś Mario", a przy słowach...”i w godzinie śmierci naszej” poprosiłem Matkę Bożą o pomoc, bo mam tylko jedno pragnienie, aby nie umrzeć śmiercią nagłą!

    Pragnę odejść z tego padołu z modlitwą, pożegnaniami i przy palącej się gromnicy. Taka śmierć jest radością i pocieszaniem dla tych, co czekają na odjazd z peronu  zwanego „z i e m i a”.

    W poradni trafiłem na normalny „młyn” w którym najzdrowsi („utrwalacze” władzy ludowej) wchodzą pierwsi, bo mają uprawnienia! Słabi siedzą cichutko i czekają na swoją kolejkę...nie pcha się nawet malutka kobieta z wielką skoliozą i połamanymi żebrami! Dziwne, bo biła od niej wielka radość.  

 Do gabinetu weszły też dwie kobiety. Starsza podała mi książkę:  „Ojciec Pio", którą już przeczytałem. Druga to żona pacjenta przykutego do aparatu tlenowego. Wszystko jej zapisałem i powiedziałem, że podczas ostatniej wizyty uciekłem od jej męża, bo zaczął opowiadać o swojej chorobie od początku!

    - Pocieszenia musi szukać razem z panią u Boga, a nie zamykać się w swoim świecie. Poprosiłem właścicielkę książeczki, aby pożyczyła mu, a gdy przeczyta zwrócę. To nie było przypadkowe, ponieważ po wizycie w modlitwie oddałem go w opiekę Boga!

    Kończy się jeszcze jeden dzień udręki. Biedna chora chce płacić, a ja proszę, aby pomodliła się za najgorszego we wsi! Pan Bóg na próbę podsunął bogatą, która też chce płacić, a ja odmawiam przyjęcia pieniędzy, bo „nie chcę, nie trzeba, bo to drobnostka”.

    Pacjentka nie wiedziała jak mi podziękować i powiedziała w końcu: „Bóg zapłać"! Wielka radość zalała serce, bo to największa zapłata na zakończenie pracy (była ostatnia)...

APEL