Św. Pio z Pietrelciny

    Dzisiaj będziemy na wieczornym nabożeństwie w pobliskiej parafii, gdzie patronem jest o. Pio i tam można składać różne prośby. Pojechałem dodatkowo na poranną Msze św. w intencji tego dnia, której jeszcze nie znałem.

    Przypomnę, że św. Pio z Pietrelciny ur. się 25 maja 1887 r. (zm. 23 września 1968 r.). To był dobry chłopiec, który zajmował się pasieniem owiec, modlił się i w kościele św. Anny w swojej miejscowości Pan Jezus położył na jego głowie rękę i powołał go do całkowitego poświęcenia się służbie Bożej.

   Jako kapłan-zakonnik przybył do San Giovanni Rotondo (IX 1916), gdzie przez 50 lat służył Bogu i ludziom (ołtarz i konfesjonał). Miał dar bilokacji, poznania języków, przewidywania przyszłości oraz uzdrawiania; słowem, dotykiem i na odległość. Toczył też boje z Szatanem. To „mistyk czynu”, który otrzymał stygmaty...

    W dzisiejszej w Ew (Łk9, 1-6) Pan Jezus rozesłał 12 Apostołów dając im moc nad duchami nieczystymi, uzdrawiania i głoszenia o Królestwie Bożym. Po Eucharystii „patrzył” wizerunek Pana Jezusa Miłosiernego.

   Nie spodziewałem się, że będę miał tak wstrząsające przeżycia, ponieważ przed wieczornym wyjazdem do kościoła z relikwiami tego świętego znałem już intencję. W oczekiwaniu na Mszę św. wołałem za nękających mnie, aby Pan Jezus otworzył serce chociaż jednego!  Kocham Boga Ojca w Trójcy Jedynego i ludzkość, a szczególnie rodaków i otrzymaną ojczyznę, która jest wybraną wśród narodów (w miejsce Izraela, gdzie Boga nie ma!).

   Płakałem pod wielkim krzyżem ze Zbawicielem oraz figurą Matki Bożej...podczas odmawiania mojej modlitwy: „św. Osamotnienia Pana Jezusa” w Getsemani oraz koronki do Ukrytych Cierpień Ciemnicy (moja nazwa, w skrócie UCC). To był czas współcierpienia ze Zbawicielem, serce chwilami chciało pęknąć. Tak jest zawsze, gdy Jezus Chrystus nagle zaprosi mnie do Siebie.

    W takim stanie zrozumiałe stają się słowa Ew (Mt 16. 21-27), które padną na tym Misterium; „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”.

   Tutaj zaznaczę, że krzyż Pana Jezusa nie oznacza naszych zwykłych cierpień (często jest to „krzyż diabła” wynikający z naszych wybryków lub życia wg woli własnej czyli „róbta, co chceta”), ale przyjmowanie zsyłanych cierpień, a nawet ich pragnienie w celu zbawiania innych. Nie czyni się tego dla nagrody, którą Syn Człowieczy ma oddać każdemu według jego postępowania.

    Została nas garstka buntujących się po ludzku przeciw demonicznej niesprawiedliwości, która na tle Bolesnej Męki Zbawiciela, a nawet na tle życia św. Pio jest wydarzeniem błahym. "Mnie prześladowali i was będą prześladować"...

   Zdziwiłem się pięknymi słowami kapłana, prowadzeniem wspomnienia rocznicy śmierci świętego, a wcześniej wśród masy posiadanych książek mój wzrok zatrzymał album; „Ojciec Pio i jego dzieło”. Eucharystia pękła samoistnie (delikatnie), a to oznaczało, że czeka mnie jeszcze małe cierpienie. Zaskoczeniem było wystawienie Monstrancji z późniejszym pobłogosławieniem garstki wiernych. Całe Misterium z moimi modlitwami trwało przeszło trzy godziny.

   Kapłan zna sprawę napadu na mnie za obronę wiary i krzyża. Przekazałem intencję tego dnia i obiecałem, że dam świadectwo wiernym z otrzymanej pomocy.  Mam nadzieję, że Pan odmieni serca, szczególnie kolegów lekarzy, bo trwanie w nienawiści do obrońcy krzyża i wiary sprawia szkody w ich duszach...

   Najważniejsze jest jednak moje pragnienie przemiany duchowej...z wyparciem „tego, co ludzkie” czyli „zaparcie się samego siebie”. Zrozumie to podobny do mnie…

    Po powrocie do domu krążyłem w ciemności towarzysząc Panu Jezusowi na Drodze Krzyżowej oraz podczas „św. Agonii”...wiele stacji i zawołań Umierającego powtarzałem dziesięciokrotnie...szczególnie „Ojcze, wybacz im, ponieważ nie wiedza, co czynią". To było zapowiadane - przez pękniecie Eucharystii - dalsze współcierpienie ze Zbawicielem...

                                                                                                                              APeeL

 

Aktualnie przepisane...

01.02.2006(ś) ZA PRACUJĄCYCH W POCIE CZOŁA

    Na porannej Mszy świętej o 6:30 - czując że będę miał ciężki dzień - poprosiłem Najświętszego Tatę o pomoc. W ciemności, koło garażu widziałem grzebiącego w śmietniku...byłego komendanta policji! To jest choroba nieuleczalna, a jego mieszkanie jest pełny świństwa. 

    Po nabożeństwie trafiłem do pracy, która będzie trwała bez wytchnienia od 7:00 - 19:00. Tutaj dodam, że w środy i piątki pościmy z żoną w intencji pokoju na świecie (Objawienia MB Pokoju w Medziugoriu) Po śmierci pokażą mi owoce tego wieloletniego wyrzeczenia...

    Miałem wielką moc i werwę, która ustała o 17:50, a napływali jeszcze ludzie. To był wyraźny atak złego, bo na szczycie mojego umęczenia zgłaszano się po powtórki leków! Celem tej udręki było pozbawienie mnie radości z wykonanej pracy, a nawet poświęcenia, które zostało przekazane na ręce Matki Bożej.

  Nie udało się zniechęcenie mnie, a był to efekt prośby do Boga Ojca z wyświęceniem gabinetu. Nikomu nie odmówiłem, a po powrocie do domu o 20:00 wypełniłem pacjentce wniosek do sanatorium, który odbierze w rejestracji.

 W ręku znalazł się tygodnik „Niedziela” z przepisem na pieczenie chleba. To sprawiło nagły błysk intencji tego dnia. Przesunęły się obrazy;

- góry śniegu zgarnianej z naszego budynku przez czterech ludzi

- napłynęły obrazy piekarzy

- wzrok zatrzymał napis „Kuźnia”, a miałem takich pacjentów (kowale)

- byli jeszcze; spawacze, transportowcy, portowcy i zniewoleni przez pracę

- oraz relacja kapłana z kolędy sprawiającej zmęczenie do potęgi...

  Zrób film z takiego dnia (mojej intencji) o; smarujących dach smołą w upale, ludziach automatach, pracujących przy wyrobie wędlin, przypraw, sprzątaniu w różnych warunkach, poceniu się kucharek oraz przy usuwaniu śmieci.

    Pasują tutaj słowa; harówka, orka, trud, znój, a w ramach tej intencji sam pracowałem na granicy śmierci…

                                                                                                                    APeeL

 

03.02.2006(pt) ZA OFIARY NIESZCZĘŚĆ

    Wczoraj wieczorem szatan podsuwał mi natchnienie, abym był na Mszy św o 17:00. Dobrze wiedział, że procę skończę o 16:55 i będę do niczego! To świadczy o tym, co wiem, że ma dostęp do przebiegu naszego codziennego życia, a nawet losu. Wówczas wszystko czyni, aby wybrany nie został kapłanem lub porzucił sutannę, a mnie chciał zabić alkoholem (nałóg).

  Przed Mszą świętą o 6:30 wszyscy trafili na zamknięte drzwi kościoła, zmarznięty tłum czekał na wietrze na otwarcie wąski furtki do Królestwa Bożego.

    W tym czasie na tablicy ogłoszeń przeczytałem słowa Matki Teresy z Kalkuty o modlitwie;

„Owocem modlitwy jest w i a r a

Owocem wiary jest miłość

Owocem miłości jest służba

Owocem służby jest pokój”.

    Ja wiem o tym, bo każda odmowa choremu zawsze sprawia ból, a największe umęczeni w służbie Bogu daje pokój. Powtórzę: owocem modlitwy jest wiara, owocem wiary jest miłość, owocem miłości służba, owocem służby pokój. Po spowiedzi zostałem pobłogosławiony Monstrancją (pierwszy piątek m-ca) i wołałem; "Jezu! Tato! Jezu!"

   W przychodni było bardzo dużo ludzi, ale jakoś szło i wytrwałem do 17:00. Służba w pokoju, nikomu nie odmówiłem. W tym czasie z telewizji popłyną straszliwe nieszczęścia: zatonięcie promu (1000 ofiar, kapitan uciekł)...powstały zamieszki.

  Natomiast w Indonezji stratowano na stadionie 500 osób. Pismo Zachodnie obraziło Mahometa, a „Rzeczpospolita”...niby organ państwowy przedrukowała te prowokacyjne karykatury. Pod ambasadami Niemiec, Norwegii i Danii protestowali Arabowie. Nasz rząd przepraszał za „wolność prasy"..."Boże zmiłuj się nad nami”... 

   Natenczas Pan Jezus wyjaśnia dlaczego są nieszczęścia „Poemat Boga-Człowieka” Księga III strona 288;

    „Człowiek zawsze uważa, że wszystko potrafi. Kiedy zaś rzeczywiście coś potrafi uczynić, pełen jest zarozumiałości i przywiązania do swych „umiejętności”. (…) człowiek jest „człowiekiem” i chce sam działać, nie zdając sobie sprawy, że Bóg prosi tylko o możliwość udzielenia mu pomocy”.

   Poznałem to podczas zapisywania i opracowywania dziennika duchowego (sam z siebie nic nie mogę). Większość jest „głuchych i ślepych duchowo”, którzy podążają ku własnej zgubie...zamiast wezwać Pana Jezusa na pomoc (tak było podczas burzy na Morzu Galilejskim, gdzie Pan zasnął).

    Wielu pyta dlaczego Bóg Ojciec pozwala na zło? Gdyby go nie było czulibyśmy się jak bogowie, a tak wiem, że trzeba wołać o pomoc i prosić o Opatrzność Bożą. Nieszczęścia służą o przekonaniu nas o własnej nicości i błędach. Zawołaj o pomoc, bo Bóg czeka na twoje zawierzenie. Zapamiętaj, że Bóg nie śpi...przybędzie po wezwaniu.

    Ponadto mamy wielkie ostrzeżenia, które lekceważymy (Fatima). Nie poradzimy sobie...tak jak Amerykanie z japońskimi lotnikami (kamikadze). Dzisiaj, gdy to przepisuję (23.09.2020) jest podobna sytuacja, ale z Państwem Islamskim!

    Bez Boga Ojca nie poradzimy sobie, ale kto woła? Kościoły na Zachodzie opustoszały, płacze się nad szerzącymi ohydę spustoszenia czyli „spółkowanie inaczej”...to jest nowe opętanie jak faszyzm i bolszewizm, które miały nas „wyzwolić”.

                                                                                                                         APeeL 

 

04.02.2006(s) ZA CZYSZCZĄCYCH

    W środku nocy, po przebudzeniu włączyłem telewizor, gdzie popłyną obrazy nagich pań. Jakże szatan napada na nas w naszej słabości. Zważ, że w piątek byłem u spowiedzi, a jutro jest pierwsza sobota. Zawołałem do św. Michała Archanioła oraz św. Józefa. Z trudem wygrałem…

    O 6:30 w kościele było kilka niewiast; "wierni nie chcę Cię, Matko"! W tym czasie z tablicy kościelnej „patrzyło” (zatrzymało wzrok) zdanie o godności osoby ludzkiej, czystości i staniu na jej straży. Wróciły obrazy sprzedających się (rozbieranki, seks, różne wyczyny), które  stają się przedmiotem użycia!  Łzy zalały oczy, gdy kapłan zawołał: „Chryste oczyść nasze dusze i naszą wolę".

  Psalmista zawołał; „Panie daj nam serce czyste", a ja popłakałem się. Natomiast w litanii do Matki Bożej uwagę zwracały zawołania o jej czystości.  Na ten czas sprzątam śnieg przed garażem, a dzisiaj, gdy to przepisuję (22 wrzesień 2020) żona myje wiatrołap w klatce naszego bloku i ściera kurz za moimi plecami. Wówczas sąsiadka czyściła swój samochód, a inna balkon i okno. Przed sklepem sprzątano, a po moim wejściu zmyto podłogę. 

   Po wyjściu „na miasto” przepłynęło mycie naszego ciała, czyszczenie zębów, a także butów i zmywanie naczyń. Dodaj do tego czystość języka i czystość intencji. Dodatkowo w sklepie patrzyła pralka, a w ręku znalazł się wiersz księdza Jana Twardowskiego: „Pan Jezus niewierzących” ze słowami; „z konieczności szary więc zupełnie czysty”.

    Z telewizji usunąłem trzy grzeszne programy ("wyczyściłem"). Kapłan czyści nasze dusze, a nie ma innej metody (wspólnej spowiedzi, obnażania się w grupie neokatechumenów). Ks. Twardowski na ten czas doda; „trzeba mieć ciało by odnaleźć duszę”. To prawda, ale 99 % ludzkości nic nie wie o tym, a wielu wierzących po pytaniu o nasze prawdziwe ciało tylko mruczy.

    Na jawie dokładnie sprawdził się sen;

smarowałem coś w samochodzie (smarowałem zakupiony zamek do baku z benzyną)

pogotowie, karetka z czekającymi na mnie (pomagałem odmrażaczem otworzyć drzwi sklepu z czekającymi klientami, a żona wołała mnie, bo spieszyła się)

plamy na dywanie i podłodze ( wnuczek zachorował i zwymiotował na dywan i fotel)...

                                                                                                                          APeeL