Przed Eucharystią na Mszy świętej o 6:30 zawołałem trzy razy: „nigdy nie byłem godny, nie jestem i nigdy nie będę godny". Po zjednaniu z Ciałem Duchowym Pana Jezusa zostałem powalony w ciele i popłakałem się! Jest to więź mistyczna; „Pan i ja"..."My"! 

  To morze przemieniającej nas miłości...w takiej chwilce  chciałbyś oddać Panu wszystko! Powtarzałem tylko z  krzykiem w duszy;  "Jezu!" Nie potrzebna jest wówczas żadna modlitwa, bo nagle wiesz, że Pan „blisko jest, w Nim cała moc”.

  Z kościoła zabrałem poświęcony wizerunek Matki Bożej Pokoju. Zjednany z Panem Jezusem - w milczeniu i ciszy serca - trafiłem do pracy, gdzie wyświęciłem gabinet. Bardzo przeszkadzała mi zła energia płynąca od chorych skłębionych na korytarzu.

 Później, przed wyjściem na spacer modlitewny wzrok zatrzymało zdjęcie Aniołów z kalendarza katolickiego. W tym momencie pragnąłem tylko jednego; odczytania intencji modlitewnej tego dnia. Łzy zalewały oczy, ponieważ serce rozrywał smutek rozłąki z Bogiem w którym wołałem: "Ojcze! Tato! Och! Tato!"

    W tym stanie trafiłem pod drzwi baru, gdzie ktoś grał na akordeonie. Popłakałem się w ciemności z zawołaniem; „Panie! Właśnie w tym barze, w sierpniu 2005 r. podczas pielgrzymki żony do Częstochowy...sam tutaj grałem i bawiłem się. To był dzień sromotnego upadku”.

    Teraz ktoś  śpiewał tęskną melodię - jakby dla mnie - będącego w tęsknej rozłące z Bogiem Ojcem! Jakim językiem przekazać mój stan duchowy? To sekundowe błyski miłości Boga napływające do duszy spragnionej powrotu do jej Stwórcy...rozumie to dziecko zabrane dobrym rodzicom (na zgniłym zachodzie wystarczy ich zła sytuacja materialna).

    Ja mam wszystko, a to oznacza: krzyż Zbawiciela. Ten krzyż to dualizm; konflikt ciała z duszą, Eros i Agape, ziemia i niebo,  pokój ziemski i Pokój Boży w sercu. Mógłbym tak wymieniać do końca życia, a nawet do końca świata. Ja byłem na samym dnie, ale Miłosierdzie Boże sprawiło moje ocalenie. Szatan jeszcze teraz chce utopić moją duszę...

    W „Gościu niedzielnym” trafiłem na wywiad z Michałem Lorencem ur. w 1955 kompozytorem muzyki filmowej; „Żyję na Titanicu". Pan Michał doszedł do przekonania, że musi zerwać z dotychczasowym życiem („nie może żyć, tak jak żył”). Postanowił wrócić do Kościoła, a w tej intencji wołała jego żona.

    Teraz wskazuje na to, że jesteśmy ukochanymi dziećmi Boga Ojca. Stwierdził też, że powrót do wspólnoty Kościoła uratował mu życie. Na koniec wskazał na niezrozumiałą „normę” chrześcijaństwa, gdzie Dziewica rodzi Syna, a podczas Komunii św. zjadamy ciało „swojego Boga”…

    Nikt tego nie wytłumaczy bez łaski wiary. Zjadamy Ciało Duchowe Pana Jezusa, które łączy się z naszą duszą. Cóż wielkiego jest dla Boga, aby poczęcie Pana Jezusa nastąpiło z Ducha Świętego, a podczas porodu Zbawiciel przeszedł przez powłoki Matki Niepokalanie Poczętej. Gdybyś raz zobaczył jak przychodzimy na ten świat zrozumiałbyś Mądrość Bożą...

                                                                                                                                    APeeL