Nawiedzenie NMP

     Przebudziłem się zmęczony "życiem nocnym" (wędrówkami w snach), nie mogłem już zasnąć i wyszedłem na pierwszą Mszę świętą. Trzy razy próbowałem odmówić „Anioł Pański”, ale nie udało się, bo wielka pustka zalewała serce. 

    Podczas przejazdu złość zalewała serce na udających rozgadanych z rogów ulic. Ile wysiłku ludzie wkładają, aby wstać o świcie i biec na stanowisko, a mamy monitoring i ich głupie czuwanie jest bezsensowne.

    W kościele zły zaatakował mnie niechęcią do czytających Słowo, bo ja pragnę, aby padało z ust kapłana. Nie podobają mi się panie ("kapłanki") wchodzące do miejsca świętego przed celebransem lub stojące przed nim. To powinno być przygotowane i czynione ku chwale Boga, a nie z ludzkiego polecenia lub własnej zachcianki. Denerwowały też osoby spóźniające się i nie docierały czytania.

    W końcu zorientowałem się, że to kuszenie, bo dzisiaj jest wielkie święto Matki Bożej i zawołałem „idź precz szatanie”. Eucharystia ułożyła się w zawiniątko pięknie wymodelowane (dar). Nie dziw się i nie kręć głową, bo nawet chleb codzienny (nie wspominam o torcie) też ma różny kształt i opakowania.    

    Przed procesją jest zawsze zamieszanie i bieganina. Poproszono mnie o niesienie chorągwi, a później krzyża. Bestia nie lubi takiego świadectwa, bo krzyż powinien nieś ministrant, kościelny lub jakiś ostatni parafianin. To wyjaśniło atak szatana, bo wiedział jaką dzisiaj otrzymam łaskę.

    Podczas procesji dzwoniły dzwony kościelne, ale włączyło się też nagranie wybijanej pieśni, a do tego ludzie śpiewali po swojemu. Wyobraź sobie niewierzącego za ogrodzeniem kościoła...stanie jak wryty i będzie patrzył słusznie zadziwiony. 

    Po procesji klęczałem przed ołtarzem i tam zostałem pobłogosławiony. Ludzie nie żyją zbawieniem i swoim życiem prawdziwym. Szkoda, że tak błyskawicznie postępuje ich zbałamucenie.

    Dzisiaj napadła mnie nienaturalna słabość. Trzykrotny sen nie przyniósł wypoczynku, bo miałem poczucie, że ten stan jest wlewany we mnie. Cały dzień byłem drętwy psycho-fizycznie, nie mogłem się modlić i nic napisać. Na nic nie miałem chęci i nic nie mogłem uczynić, a wszystko wydawało się bezsensowne...jednym słowem: pustka, pustka, pustka.  

    Pomyślałem o stanie wielu dusz. Czy w takim odrętwieniu znajdują się dusze w czyśćcu w pobliżu piekła? Może dochodzą do nich krzyki potępionych...tak jak do mojego mieszkania nocne krzyki chorego psychicznie sąsiada. Może Bóg przeniósł na kogoś moją wiarę i zapalił światełko, bo często o to proszę.  Zerwałem się na ponowne nabożeństwo, aby je przekazać na ręce Matki Pana Jezusa.

    To już inny czas, bo kościół był wystrojony (po ślubie) z przedsionkiem zasypanym białymi liliami. Tak powinny być wyglądać wszystkie świątynie naszego Boga.

    Po Eucharystii wróciła moc i klęczałem przed MB Niepokalaną, a siostra śpiewała:. „Jezus Chrystus karmi nas Swoim Świętym Ciałem, chwalmy Go na wieki”...

APEL