Dzisiejszy dzień będzie dowodem na prowadzenie przez Boga... Który układa przebieg każdego dnia mojego życia. 

    Położyłem się o 3.00, ale zerwano na Mszę św. o 7.30. Nie wiem dlaczego dzisiaj są „naloty”, bo od lat chodzę tylko do kościoła i z powrotem. Niczego już nie potrzebuję oprócz Eucharystii i pragnę spokojnie dotrwać do pożegnania się z  tym zakłamanym światem. 

    Nie potrzebuję "opiekunów", bo nade mną jest Opatrzność Boża. Przykro mi, bo rządzą nami opętani przez władzę uważający siebie za panów mojej ojczyzny. Obrzydliwość. Klęczy taki jak święty, udaje wierzącego, a mnie przypomina się Pan Jezus i śledzący Go faryzeusze...  

   Dzisiaj jest wspomnienie św. Jana, umiłowanego ucznia Pana Jezusa, który teraz przekazuje: „świadczymy i głosimy wam życie wieczne (...) mieć z nami łączność znaczy: mieć ją z Ojcem i z Jego Synem Jezusem Chrystusem”.1J1, 1-4

    Eucharystia była jak woalka. Podjechałem pod krzyż i zapaliłem lampki. W ręku znalazła się „Gazeta wyborcza” z 15-16 marca 2003 roku z art. „Śmierć pachniała jabłkami” ze zdjęciem matki z dzieciątkiem zabitych gazem w Iraku. 

    Serce chciało mi pęknąć, bo zostałem zaskoczony tym strasznym cierpieniem. Nieskończona jest możliwość zabijania. Nad ówczesnymi terenami zajmowanymi przez Kurdów z przelatujących helikopterów Saddama Husajna zrzucono gaz. To samo było teraz w Syrii, a dzisiaj dokonano wielkiego wybuchu w Damaszku (Liban).

     Dzisiejszy „Super express” pisze o dwóch bandytach z dziewczyną, którzy trzy razy wracali do samotnie mieszkającego rolnika...zabili go w okrutny sposób, aby ukraść 6 tys. złotych! Na pierwszej stronie „Faktu” dano wielkie zdjęcie ks. Jerzego Popiełuszki, a wewnątrz relację z napadu w tramwaju na powracającego z pracy, którego nieludzko skatowano.

    W TVN „Uwaga” będzie program o zamordowaniu młodego chłopaka, który szedł z kolegą uczcić swoje imieniny...zginął od uderzeń nożem zadanych przez jednego z siedmiu napastników. Inny, młody człowiek zabił młotkiem swojego znajomego i jego 8-letniego synka. 

    Znałem już intencję i z pewnym lękiem wyszedłem na Mszę św. wieczorną, bo mieszkający nade mną obiecał, że na mieście „rozbije mi łeb"...za obronę jego żony i dzieciątka przed nim samym!

    Jakże dobry jest Pan. Jakże Bóg zaskakuje mnie każdego dnia, bo na tej Mszy św. Eucharystia była podawana pod dwoma postaciami. Przeżegnałem się i ukłoniłem. Padłem na kolana, a wielkie uniesienie zalało duszę, która wołała podobnie do modlitwy, którą ułożyłem 25 marca 1990 roku...

    Panie Jezu! Nie pozwól mi nigdy odłączyć się od Ciebie. Wierzę, że dasz mi łaskę wierności aż do śmierci. Najświętszy Sakrament daje życie mojej duszy. Ten Cud Ostatni ustanowiłeś także dla mnie z wielkiej Twojej Miłości.

   Dziękuję Ci, Panie za ten dar. Boże mój! Dziękuję, dziękuję, dziękuję za wszystkie łaski...za to, że mogłem przybyć przed Twoje Oblicze. Jezu! Kocham Cię ponad wszystko!

    Wracałem do domu całkowicie odmieniony i w oddali zauważyłem moją „opiekunkę”. Zszedłem na drugą stronę ulicy, a ona nie wytrzymała nerwowo i zaczęła krzyczeć, że "spier...m”, bo się boję". Tyle lat tolerowałem jej bezczelne chodzenie moimi drogami, a teraz zawołałem bez złości:

    Przepraszam panią, ale wracam z kościoła, z Panem Jezusem w sercu...proszę, aby pani się tak nie zachowywała, tak nie wypada...nieładnie.

    Z zadziwienia kręciłem głową, bo zagrożenia spodziewałem ze strony młodego gniewnego, a tu niegroźna staruszka, mocna w języku i wciąż wierna władzy „ludowej”...                                                                                                                                             APEL