Zerwałem się o 7.10 i chciałem „rozmyślać”, a dodatkowo ciągnęło łóżeczko oraz stały trick Mąciciela: „pójdę na nabożeństwo wieczorem”, ale od mojego anioła stróża napłynęło ostre: „nie rozmyślaj!”

   Dobrze, że posłuchałem się i zdążyłem na Mszę św. o 7.30, ponieważ wieczorem złapie mnie migrena i pozostanę w domu. Oprócz mnie na  spotkaniu z Panem Jezusem były cztery osoby z rodziny zmarłego, a później doszli moi opiekunowie.

   Od ołtarza z ziewającym kapłanem płynęły słowa mojego Profesora, że byłem umarłym z powodu występków i grzechów, bo żyłem wg sposobu doczesnego świata oraz ducha synów buntu...Władcy mocarstwa powietrza!

   Ułożyłem to „po mojemu”, a zadziwienie budzi określenie Szatana. Mówiąc prosto: chodzi o życie: „róbta, co chceta...mata, co chciałyśta” czyli spełnianie żądz i zachcianek ciała. Chrystus przywrócił mnie do życia, a sprawiła to łaska wiary, która nie wynika z uczynków, ale "jest darem Boga (...) aby się nikt nie chlubił”. Ef 2, 1-10

Pan Jezus w tym czasie ostrzegał: "Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia". Największy bogacz może zmarnieć w krótkim czasie, a jeszcze tej nocy mogą zażądać każdej duszy, która ma być bogata, ale przed Bogiem. Łk 12, 13-21

    Wielkość bogactwa jest nieważna, bo przecież zabijają się o miedzę, a w mojej rodzinie nie chcą dać mi należnej cząstki spadku.

    Przed kilkoma dniami prosiłem Boga, aby zetknął mnie z sąsiadem, który strasznie kaszle i dusi się z powodu palenia papierosów, bo pragnę mu pomóc.

    Zdziwiłem się, gdy wszedłem wprost na niego i ponownie poprosiłem, aby zaczął rzucanie palenia od tego piątku, a ja będę wspomagał go modlitwą. Dałem mu świadectwo z odjęcia przez Boga mojego nałogu. 

    Tłumaczyłem mu rzucanie palenia jako przyjęcie cierpienia w intencji pokoju na świecie na ręce Matki Bożej. Zaczynamy od piątku i nie rezygnujemy w upadku. Tylko piątek, później dodajemy środę (ja poszczę, a on nie będzie palił papierosów)...po czasie dorzucamy poniedziałek, a później depczemy to zniewolenie.

    Popłakałem się z powodu szybkiego spełnienia mojej prośby i od razu poznałem intencję tego dnia. Przypomniały się sceny z uzależnionymi od alkoholu, a to podobne nieszczęście z którego jest trudno wyjść samemu.

    Chciałbym taką grupę prowadzić do Boga, ale trzeba wyjść do nich na rogi ulic i wziąć za rękę. Trzeba cierpliwości i modlitw bez odrzucania pogrążonych nieodwracalnie, bo Bóg może dokonać na każdym uzdrowienia duchowego (nawrócenia), a to jest warunek wyjścia z pułapki.

   Wprost boję się takiej łaski...aż dreszcz przeszedł przez ciało. Przypomina się jedno ze spotkań: och! patrzcie, patrzcie...to jeszcze żyjemy! Śmieliśmy się wspólnie, bo już wcześniej namawiałem tych drinkerów, aby drgnęli ku Bogu...poprzez wołanie o pomoc do św. Łotra! 

    Palaczowi dałem świadectwo wiary...mnie odjęto nałóg i on powinien też o to prosić. Muszę zawieść go do przychodni i Pan sprawi, że spotkamy się ponownie, bo zawołała go żona (demon czuwa nad takimi).      

     W bólu rozrywającym serce, a można powiedzieć, że w rozpaczy zacząłem odmawiać moją modlitwę. Tego nie można przekazać żadnym językiem.

    Na ten moment pasują słowa z „karteczek” (podobnie jak JPII zapisywałem różne przeżycia)...z początku mojego nawrócenia, gdzie wołałem do Boga, ale w miejsce mojej osoby wstawiłem tego biedaka:

 Panie! Tylko Ty możesz go zmienić.

 Panie! Daj mu uzdrowienie ciała i ducha!

 Panie! Wejdź do jego serca i bądź jego Zbawicielem.                                             APEL