Każdy pamięta plany bolszewików, którzy budowali raj na ziemi, a teraz mieszkają w pałacach, mają ochronę całodobową oraz ustawione rodzinki. Takim Pan Bóg nie jest potrzebny. Płaczą, bo obecna zaraza psuje interesy i wszystkie plany nie wychodzą.

    Nadal nie nawracają się, a infekcja sprawia zamulenie mózgu (niedotlenienie) i trudno jest wyspowiadać się pod respiratorem. Z jednych kłopotów - po śmierci wpada się - w nowe, duchowe i trafia do Czyśćca, gdzie każdy dowiaduje się to, co wiem dzisiaj i nie ukrywam tego.

   Może przestraszyłby takich filmik instruktażowy o duszy wylatującej z ciała fizycznego (larwa i motyl) z czekającymi na nią demonami i aniołami. Krzyknie na koniec czy nie? Przeklina jak Zły Łotr...mamy ją krzyczą czarnuszki!

    Natomiast Dobry Łotr prosi: „Boże przebacz” i jest łapany przez Anioły na poprawę. Tak wielkie jest Miłosierdzie Boże. Tajemnice Boże mamy obowiązek rozgłaszać, a przeszkadzają w tym siły ciemności, których wysłannikami jest bezpieka bolszewicka.

    Nie zlekceważ tego, co wypłynęło z mojego serca po pocałowaniu Pana Jezusa z Całunu...na końcu tego dnia (o 1.00 w nocy). Wróćmy do czasu nabożeństwa do św. Józefa. W telewizji trafiłem na piękny śpiew kapłanów przed Jego obrazem z białą lilią i Jezuskiem na ręku...takim samym jaki mam w mojej izdebce (znalezionym na śmietniku).

   Po błogosławieństwie Monstrancją zostałem na Mszy św. słuchając słowa o narodzie wybranym, który prowadził Mojżesz (Lb 21, 4-9): lud stracił cierpliwość i zaczęli mieć pretensję do Boga. Nagle spodobał im się Egipt, a ja pomyślałem o naszych sprzedawczykach, którzy marzą o powrocie do władzy. Pan zesłał na nich jadowite węże, aby się przebudzili z powodu szemrania.

    W tym czasie płynął piękny Ps 102: „Wysłuchaj, Panie, mojego wołania”. Tam jest święte zdanie: "Poganie będą się bali imienia Pana, a Twej chwały wszyscy królowie ziemi”. Na razie jest płacz z powodu pandemii, ale prawdziwych modłów do Boga nie widać, a „królowie ziemi” wywijają rakietami atomowymi...przy braku szczepionki. 

   Na koniec tego spotkania z Panem Jezusem w Ew. (J 8, 21-30) popłynie bój duchowy pomiędzy Synem Bożym i faryzeuszami:

- Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka.

- Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata.

- Jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich.

- Ten, który Mnie posłał jest prawdziwy, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego.

- Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną...

   Po Eucharystii klęczałem przed wielkim freskiem (Golgota z krzyżami), gdzie wzrok przykuwały niezliczone rzesze Żydów zwabionych zamordowaniem Zbawiciela po ohydnych zarzutach, bezprawiu i poniżeniu Syna Bożego!

    W mojej modlitwie dziesięciokrotnie powtarzam Stację: „Pan Jezus obnażony na Golgocie” oraz Słowa na krzyżu: „Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił?” (chodziło o brak poczucia Obecności Boga, a tego nie można przekazać).

    Przez godzinę trwała moja modlitwa w tej intencji. Dodatkowo skończyłem zaległą: za ofiary ohydnych morderstw

                                                                                                                                   APeeL

 

Aktualnie przepisane...

11.06.1990(p) Znalazłem się w grupie nienormalnych...

    W momencie przebudzenia napłynął kolorowy obraz św. Teresy z Avilla z kwiatami i krzyżem jak na obrazach wiejskich. Wewnątrz walczę z resztką alkoholu...i przegrywam. Usiadłem w ciszy oddziału wewnętrznego i czytałem R. Brandstaettera:

„Módl się do Niego, mój synu.

Chociaż zanim Go poprosisz

On już pierwej wie, czego potrzebujesz

(…) Niebo żąda ciągłych potwierdzeń."

    To wielka prawda, bo modlitwa nie jest potrzebna Bogu, ale ona jest dowodem, że ty wiesz, że masz Ojca! To jest zarazem dowód twojej wiary. Jasno widzę, że nie uniknę walki, bo moje słabości są odkryte, a przegrana jest pewna...cała nadzieja w Bogu Ojcu! Personel dyskutuje nad zbiórką na wieńce!

- Proszę nie zbierać na wieniec w wypadku mojej śmierci!

- Dobrze, dobrze, ale cyganie na grobach własnych przodków piją wódkę...nawet kieliszek wlewają do grobu!

- To ludzie pustyni, którzy dopiero szukają źródła, a OAZA (Kościół Jezusa) jest blisko!

    90% ludzi to „normalni”...trzeba dostać się do grupy „nienormalnych”. Ten podział jest bardzo ważny: ze względów politycznych, religijnych i społecznych! W pewnym sensie można powiedzieć, że 90% to ludzie zniewoleni. Pan Roman stwierdza, że "za biurkami siedzą ludzie umarli”.

- No, to co?...rzucamy się na chorych? Personel uśmiecha się. Przed chwilką wypiłem ok. setki wódki (poratowany) i nie wiem jak mam wyjść z tego stanu?.

"Maryjo, Matko moja.

Maryjo, Panno Najświętsza

i Najczystsza pomóż...pomóż..pomóż!”

   W oczach zaszkliły się łzy...wiem, że pomoc nadejdzie, wróci siła i wola, a smutek opuści mnie. Wypiłem resztkę wódki: „Och! Jak dobry jest Pan! Jezu, mój Zbawicielu...dlaczego mnie wybrałeś?” Krzyczałem w myślach - mimo czynionego zła - powtarzając: „Matko pomóż!”

   Mimo nawału pracy wszystko dziwnie się układało, a tuż po jej zakończeniu pędzimy karetką. W tym czasie czytam dalej u brata Romana, że: „pustką zioną ludzie (…) Do ciebie mówię człowieku Mężu ciemności (…)”.

     Posiliłem się w karetce (piwem)...niech mi to wybaczy czytający! Wróciła moc ciała, a Pan skierował mnie do bardzo cierpiącej (nerwoból kulszowy)...jako reumatolog zabrałem ją do prowadzonego oddziału.

    W tym czasie ominął mnie wyjazd do wypadku z zabitym dzieckiem. Teraz jestem u dziadka całkowicie sztywnego (parkinsonizm miażdżycowy), który należy do tych, „co się nażyli”. Teraz ma zatrzymanie moczu, a ja pytam: "jak leci”. Wszystko rozumiemy i uśmiechamy się w oczach.

- Czy jest coś na tamtym świecie?...pytam podchwytliwe!

- Jest!...gdyby nie było, popełniłbym samobójstwo, pan wie jakie mam życie!

     Tych dwoje starych ludzi stanowiło dla mnie wielkie pocieszenie! Dzisiaj, gdy to przepisuję (w środku nocy 22.03.2021) łzy zakręciły się w oczach, bo spotkamy się, a ja w tym momencie nic nie pamiętam.

    Po powrocie do bazy wyszedłem na zewnątrz pogotowia, napłynął „zanik alkoholu we krwi”, a na ten czas Belzebub przysłał pijanego mechanika z butelką za pasem! Dobrze wiedział, że wyrośnie ze mnie szpieg, który będzie ujawniał jego obleśne metody…

                                                                                                                                 APeeL

 

16.06.1990(s) Słowem przebijać serca...

    Obudziły mnie dzwony w kościele (6.00)! „Jezu mój! Jezu! Spraw, aby moje słowa przeszywały serca! Spraw, aby więcej ludzi uwierzyło w Ciebie, Jezu"...tak zawołałem! Z wielką mocą i radością w sercu zerwałem się...zacząłem pracę w oddziale już o 7.00.

    Pocieszam, rozmawiam z chorymi, udowadniam błędy w myśleniu personelu. Podszedłem wreszcie do wczorajszego „opuszczonego" dziadka. Chorzy śmieli się z niego, że wczoraj szukał diabła pod łóżkiem!

- Oni nie wierzą w istnienie diabła...mówię do dziadka i uśmiechamy się do siebie.

    W przychodni nawał z kłótniami, a ja z przekory zapraszam: „kto ważniejszy, ten pierwszy!” Jako niewolnik komunistów pracuję na dwa fronty, bez oddelegowania za jedną pensję! Wszystko załatwione, a na pocieszenie otrzymałem wypłatę: dużo, ale w drobnych...

   Wszystko wrzuciłem do czarnego worka, który przerzuciłem przez ramię i szedłem...ku uciesze wszystkich. Teraz mogę odpowiedzieć pytającym: ile pan zarabia? Jeden worek! 

- Nie pojmie pan wiary rozumem. Chce pan znaku...niech pan poprosi Jezusa w chwili swojej słabości: „Jezu daj mi znak”. Proszę to uczynić na próbę! Tak mówiłem do niewierzącego sąsiada, ale uśmiechał się negująco.

    Chwilka odpoczynku, piwo, film...w środku koła mężczyzn Murzyn próbuje zgwałcić młodą kobietę. Zdenerwowanie, rozdrażnienie na tych, co to wytwarzają, grają z szerzeniem satanizmu niewinnym ludziom! Wyłączyłem z krzykiem w myślach: „jak na to poradzić?” Zamknąłem oczy i zacząłem modlić się...

    Żona widząc mój stan zewnętrzny powiedziała, abym położył się spać, ale wskazałem, że źle ocenia mój stan. Przed chwilką dyskutowaliśmy, a we mnie narastało wrzenie na tych, co „donoszą jeszcze przed urodzeniem”. Zarazem odebrałem poradę: "nie dyskutuj o konstrukcji tego świata...mów o Panu Jezusie!"

   To święta prawda, bo tylko w Bogu jest pokój wewnętrzny z oddaleniem od świata (s ł o m y)...

                                                                                                                                 ApeeL

 

19.06.1990(w) ZA ROBOTNIKÓW NA NIWIE PAŃSKIEJ

   Zwykły dzień tego zesłania. Na izolatce leży śmiertelnie chora z nowotworem i 90-letnia babcia z mocnym głosem („może występować w Senacie RP”)...

- Halo, halo...nagle krzyczy.

- Halo, halo...odpowiedziałem w żartach i ze zdziwieniem stwierdziłem, że umierająca spadła z łóżka (pielęgniarki na dały barierki). Podniosłem ją jednym ruchem i położyłem na łóżku. Skąd miałem taką siłę?

   Po obchodzie, podczas wypisu pacjentki zacząłem dziękować (wytrwałem na zastępstwie, od jutra jestem wolny): „Matko! Maryjo, dziękuję...wiem, że wszystko idzie dobrze dzięki Twojej pomocy". Przez moje ciało przepłynął dreszcz od głowy do stóp.

- Dlaczego pan nie rzuca palenia i co pan może poradzić pacjentom?...pytam zaczepnie kolegę psychiatrę.

- Wola...zespół abstynencyjny, itd!

- Dobrze, ale w wypadku alkoholika uzyska pan tylko przerwę w piciu, a on dalej będzie alkoholikiem! Trzeba prosić o dar odjęcia nałogu, a wówczas alkoholik staje się człowiekiem normalnym, będzie mógł pić alkohol, kiedy zechce!

- Nie słyszałem o takim wypadku!

- To zdarza się nawet u morfinistów!

   Pojawiła się przepalona papierochami matka z niewinną dziewczyną około 13-14 lat...skromną, w kolorowym ubraniu. Ta mała z krytyczną miłością podchodzi do palenia matki, która zaraziła tym nałogiem wszystkich dorosłych z rodzeństwa. Proszę ją, aby modliła się do Matki Boskiej Fatimskiej o dar rzucenia nałogu przez matkę! Jak wielka radość musi być w Niebie w takich momentach, gdy modli się tak niewinna istota!

   Szatan nie lubi dziękowania Matce Bożej. Mam wytrwać do jutra, a ten chce mnie zamęczyć dzisiaj. Już 17.00, a nadal trwa udręka, bo wielu chorych jest z brakiem zleceń. Wszystko w tym momencie się układa...obrabiam się.

   Wracam po schodach z oddziału wewnętrznego do pogotowia (dyżur) z poczuciem, że jestem „robotnikiem Jezusa”. Serce zalała Boża radość: "Panie Jezu, ja jestem Twoim robotnikiem...dla Ciebie jest ta praca, przekaż ją za tych, którzy żyją na luzie”. Popłakałem się...

    W pogotowiu, w jednym ciągu załatwiam: prawie śmiertelnie pokąsanego przez pszczoły, ciężko kopniętego przez konia i zranioną przez krowę! 

    Usiadłem na ławce pod gwiaździstym niebem, a właśnie przeleciał sputnik! Spragniony, bo przez cały czas trwał upał, wypiłem piwo z podziękowaniem: „Dziękuję Ci Jezu, dziękuję”.

    W uniesieniu zauważyłem, że w odróżnieniu od ludzi „normalnych" w smutku i nieszczęściu zwracam się do Jezusa i Maryi, a w zadowoleniu i radości oraz w zwykłym pocieszeniu...dziękuję! Teraz już nie żyję tylko ciele, ale duchowo dla Boga.

   Nagle usłyszałem rumor w pokoju lekarskim. Kolega obudził się ze strachu przed złodziejami. Powiedziałem, aby spał spokojnie, bo czuwam. Dodałem, że jeżeli kocha ten świat to dodatkowo życzę mu długich lat życia!

                                                                                                                                      ApeeL