Rozmowę poranną z żoną kieruję na sprawy duchowe. Przypomniałem ciekawą dyskusję, która mogłaby wywiązać się z przedstawicielami Ruchu Haare-Kriszna, bo każdy chrześcijanin idący tam odrzuca Jezusa (Prawdę) i zamyka sobie drogę do od otwarcia furty do Królestwa Bożego. Córce wskazałem na siłę modlitwy, że zawsze otrzyma o to, o co poprosi!

- Co będzie gdy wszyscy zaczną prosić o to samo?...pada jej demoniczne pytanie.

- Niech zaczną, bo bardzo mało jest proszących serca, a spraw wspólnych dla ludzkości nieskończoność! Takie wołanie byłoby wyrazem naszej wiary i zawierzenia Bogu Ojcu. Ludzie przeważnie proszą ze strachu lub w sytuacji beznadziejnej, a także w zagrożeniu życia.

- To prawda mówi żona. Czytałam o opuszczonej babci, która modliła się o jedzenie i jakąś pomoc...na ten czas weszła sąsiadka z koszykiem „darów”.

- Co ty ojciec?...zaczepnie mówi syn.

     Ciężki dzień w pracy .Narasta rozdrażnienie i złość, bo gdzieś zagubiłem druk zwolnień lekarskich: „Najświętsza Maryjo Panno pomóż!"

- Dlaczego pani szerzy satanizm...tak nie można, przecież jest pani chrześcijanką, wykształconą nauczycielką! Tak ostro upominam mruczącą coś o dobru nagłej śmierci i nie męczeniu się!

- Trzeba prosić Prawdziwą Matkę o odjęcie nałogu palenia....mówię pewnie i bez tłumaczenia młodej dziewczynie, która rozumie to patrząc mi w oczy.

    Zauważyłem, że jestem coraz pewniejszy i swobodniejszy w moich radach, wspieraniu ludzi, wskazywaniu i pouczaniu. W momencie wychodzenia na obiad zjawiło się dwóch chorych kapłanów. Jestem pewny ich zdziwienia, bo mam wizerunek Pana Jezusa, kalendarz Maryjny oraz proszę o przekazanie informacji o św. Jehowy (negowanie posiadania duszy, brak kultu Matki Bożej, Jezus dla nich jest zwykłym człowiekiem, nie ma Ducha Świętego oraz Eucharystii...raj będzie na ziemi dla nich).

     Niedawno prosiłem Pana o taką rozmowę z kapłanami. Teraz serce zalała wielka radość, cały promieniowałem duchem i nie mogłem nadziwić się prowadzeniu mojej nędznej osoby!

    Nagle zostałem wezwany do umierającego dziadka (nie chciała go rodzina i odmówiono przyjęcia do szpitala). Umierał nam w oddziale podczas zakładania piżamy, bezcelowa była reanimacja (profanacja ciała)...trzymałem go za rękę i patrzyłem jak gaśnie.

    Jego oczy już nie widziały, usta miał otwarte jak u ryby wyciągniętej z wody...nawet tak samo oddychał! Stoję tak nad nim i cieszę się, że odchodzi. „Jezu mój Jezu"...jeszcze niedawno uważałem, że każda śmierć w oddziale daje smutek...teraz stoję i cieszę się z tej śmierci!

- Umarł?...pyta jeden z chorych na korytarzu.

- Nie. Pan odwołał go z niewoli!

    Koniec pracy, szum, kłótnie, nie mogę wszystkich przyjąć, bo mam dyżur w pogotowiu. W biegu prowadzę dyskusję z natarczywym pacjentem: znachor wykrył mu „dziurę” w kręgosłupie...teraz ujrzał ją na zdjęciu na wysokości pęcherza...

- Pan na wszystko musi otrzymać dokładną instrukcję...to cecha stalinowców. Każdy ma jakiegoś patrona. Dla pana jest to Józef Stalin.

- Tak, tak, ale Józef...teraz mówią mąż Maryi!

- Niech pan nie wchodzi na diabelskie pola!

    Żona przytakuje, oboje wiemy, że jest to stary „partyzant” i niewierzący kpiarz! W kamieniu jest więcej wiary niż w niejednym człowieku, bo kamień nie żartuje z Pana Jezusa!

    Teraz potrzebuję chwilki snu, ale udręki trwają. Nie mam czasu zjeść i napić się! „Dla Ciebie Jezu te udręki...dla Ciebie Jezu!” Do szczęścia potrzebna jest szklaneczka zimnego piwa. Zmienia się kolejka wyjazdowa, właśnie przejeżdżamy obok piwiarni i jest piwo z rosą na butelce.

    Wypijam łapczywie dziękując Panu Jezusowi. Stare budy, bieda, stara babcia, córki, wnuczki...w tym poród! Wielki pies załatwił się przy budzie i wyciera wszystkie łapy ze złością...aż ziemia trzeszczy?

    Podczas powrotu karetką zamknąłem oczy i zacząłem moją modlitwę. Całkowicie oddaliłem się w duszy od ciała. „Panie Jezu proszę Cię...zabierz mi część mojej wiary i daj komuś, ale komu?” Napłynęła osoba sąsiada działkowego, który uśmiechał się po moim zaleceniu, aby poprosił o nawrócenie. Może w końcu zawołał, bo jego wskazałem. Oddałem to, co mam najpiękniejsze. Wszystko trwało około 5-10 minut.

     Późno. Czytam św. Jana i widzę, że nie dał porady jak walczyć z szatanem…

                                                                                                                                          APeeL