Minęła północ, cisza, żona śpi, syn słucha muzyki, chomik biega w kołowrotku, a w moim sercu jest pięć małych ptaszków (pocieszenie na działce), które właśnie uleciały do nieba. Padłem na kolana, a przed chwilką miałem w ręku książkę "Szczęśliwy istnienia" J. Broch-Czainy, która otworzyła się na tytule "Krzątactwo",  gdzie autorka ateistka piszę:

    "Podstawą naszego istnienia stanowi codzienność. A że fakt istnienia przeżywamy jako niezwykle ważne zdarzenie, więc ogarnia nas zdumienie, ilekroć uświadamiamy sobie, że upływa ono na drobiazgach". 

    To brednie, które potwierdzają dalsze opisy naszych codziennych czynności jak otwieranie tapczanu, zmywanie garów, mycie zębów i gadanina...itd!

    Położyłem to żonie, w kuchni, bo należy do krzątających się. Sam padłem na kolana z wołaniem: "Matko! Panie Jezu! Ojcze...proszę, aby moje zapiski, bo czas nagli -  ktoś wydał, bo pragnę je przekazać dla chwały Królestwa Niebieskiego! Proszę!"

    Zrozumiałem, że wcześniejsze wołania żony sprawiły otwarcie Królestwa Bożego dla mojej duszy. To sytuacja podobna do świętego Augustyna, informacja o tym znalazła się w moich rękach wczoraj. Popłakałem się na  kolanach z dziękczynieniem za wszystko: "Panie Jezu! Ja wiem, że ona wiele lat wołała za mnie. Jezu mój! Jezu! Proszę Cię, aby zostało to jej wynagrodzone! Ty pokazujesz to wszystko. Ja mam teraz obowiązek wołać za całą resztę straceńców".

   Jakże jest to pięknie urządzone. Dziękuję Jezu za tę łaskę. Ile przygotowań wymaga przybycie chorego do mnie, mycie samochodu i praca na działce. Ludzie wokół tracą czasu...zapominając o  uczestnictwie w życiu wiary, bo "modlą się w domu". Zarazem napłynął obraz ciężko chorej na serce klęczącej podczas nabożeństwa majowego. W tym czasie wielu wyrywa chwasty na działkach opędzając się od komarów...

     Przebudziłem się z ciężkim kacem, jakże poratowałby mnie kieliszek koniaku, który mam w gabinecie. Na ten moment przybyła pacjentka z  Sanktuarium z Lewiczyna, gdzie wróciłem do Boga. Pięknie mówiła o tym miejscu, o kapłanie, o mnie i swoim bardzo dobrym mężu.

    Nie mogę nawet nawiązać rozmowy. Przeprosiłem za to Pana Jezusa. Wezwano na wizytę, a to sprawiło, że mogłem wstąpić do stomatologa. Na wizycie pacjentka podarowała mi kalendarz z Panem Jezusem z Sercem w koronie. Popłynie modlitwa za krzątających się, a potwierdzi to żona kręcąca się na działce. 

    Ludzie nie rozumieją, że można na szali położyć: z jednej strony opisaną w książce  krzątaninę (często stratę czasu, drugiego daru Boga Ojca) i uczestnictwo w nabożeństwach! Nawet podczas przejścia do kościoła wzrok zatrzymywały kobiety krzątające się przed blokami, przecinający deskę  i malujący dach, a mają dwa kroki do kościoła.

    To wszystko oznacza nic wobec uczestnictwa w Mszy świętej!  Poświęciłem ją w intencji zmarłych pracowników pogotowia ratunkowego - ateistów.

     W tym czasie trwała pustka w sercu z brakiem poczucia obecności Pana Jezusa. Nie chciałbym takiego życia, a większość właśnie takie pędzi. Czym zarazem jest moje cierpienie wobec dusz czyśćcowych czujących to samo.

     "Dziękuję Panie Jezu...przepraszam za ten dzień".

                                                                                                               APeeL