Szatan nie znosi naszej czystości, którą uzyskujemy w Sakramencie Pojednania...dobrze wie, że po Eucharystii stajemy się świętymi. Właśnie dręczył mnie podczas snu w którym uciekałem przed zalotami znajomej.

    Nawet katolicy mają małe poczucie grzeszności, a spowiedź traktują jako obowiązek. Potwierdzeniem jest zalecenie dla wiernych, aby czynili to przynajmniej dwa razy w roku.

    Po przebudzeniu pocałowałem Matką Bożą z Jezuskiem, a później wzrok zatrzymała książeczka o medaliku św. Benedykta, która leżała na pliku prasy (za drzwiami).

    Na początku Mszy św. padną wstrząsające słowa wprowadzenia: "Świętość to cel życia chrześcijanina. Nie zdobywa się jej własnymi wysiłkami, ale otrzymuje w darze, aby rozwijać ją przy współpracy łaski Bożej. Ten dar przychodzi do nas w Komunii Świętej".

    To samo głoszę wszem i wobec, a dodam, że świętość traktujemy jako coś dziwnego, a nawet fanaberię, bo kojarzy się z męczennikami, których obrazy widzimy w naszych świątyniach. Nie mówi się do wiernych prostym językiem, że bez czystego ciała fizycznego i eleganckiego ubioru nie wpuszczą do Belwederu. Tak też jest z naszą duszą, która ma być święta, bo inaczej nie trafisz bezpośrednio do Prawdziwej Ojczyzny.

    Sami z siebie nie możemy mieć takiego pragnienia (wiem to po sobie), bo jest to łaska. Nic nie da nasze postanowienie, ale trzeba prosić Boga Ojca o ten dar. Po jego otrzymaniu zdziwisz się, że nagle pragniesz Chleba Życia (Eucharystii) czyli jednania się z Duchowym Ciałem Pana Jezusa. Zarazem zauważysz, że błędne jest traktowanie tego świata jako początku i końca naszego życia.

    Nasz początek to stworzenie przez Boga Ojca duszy, która zostaje wcielona do ciała przekazanego przez rodziców, a nasz koniec to powrót jej do Stwórcy. Bez łaski wiary nie ujrzysz tak prostego faktu. Od czego masz zacząć? Poproś Ducha Świętego o prowadzenie, a sam zobaczysz...

   Właśnie podczas zawołania "moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina" wzrok zatrzymał wizerunek Tej Osoby Boga z obrazu Trójcy Świętej! Na ten czas Pan Jezus w Ew (Mt 13, 24-30) przekazał przypowieść o Królestwie Bożym...przyrównał ludzkość do rosnącego zboża z chwastem, który po żniwach spala się.

   Sam wciąż mówię o tym, ale nie budzi to najmniejszego zainteresowania. Bardzo trudno jest przebudzić niewierzących, a ludzie dobrzy i pracowici są zadowoleni z siebie...później trupy jednych i drugich wnoszą do Świątyni Boga Objawionego! Jakby na znak tego dnia Eucharystia ułożyła się w kielich kwiatu, a wszystko zakończyło się błogosławieństwem Monstrancją po nabożeństwie do Najświętszej Krwi Pana Jezusa.

    Bardzo lubię siatkówkę mężczyzn i specjalnie czekałem na mecz: Polska - Iran (12.30) z IO Tokio 2020. W pewnym momencie tego "śmiertelnego" boju wzrok zatrzymała figura Pana Jezusa w koronie cierniowej. To oznaczało cierpienie, a przekazuję ten fakt jako dowód obecności Pana Jezusa...także w takich przeżyciach.

    W piątym secie walka toczyła się o piłkę meczową...przewaga przechodziła z rąk do rąk. Przegraliśmy, a dla mnie oznacza to koniec igrzysk. Pan Bóg wprost powiedział; zobacz na tle tego wysiłku bój o  ś w i ę t o ś ć!

    Wyszedłem odmówić moją modlitwę i trafiłem pod nasz kościół, gdzie na zakończenie ceremonii ślubnej zostałem pobłogosławiony "w Imię Ojca, Syna i Ducha Świętego".

    A co z medalikiem św. Benedykta? To święty, który słynął z wielkiej czci dla Krzyża Świętego (zmarł 21 marca 547 r.). Po nim został zakon benedyktynów z klasztorem na Monte Cassino, zarazem jest głównym patronem Europy...

   Jego medalik krzyżowy ma być pomocą w codziennej współpracy z łaską Zbawiciela. Ja podczas modlitwy trzymam w ręku poświęcony krzyżyk z Ziemi Świętej (z drzewa oliwnego)...

                                                                                                                               APeeL