Podczas przejazdu pod "mój" krzyż w celu zapalenia lampki wzrok przykuł zmieniający koło samochodu ciężarowego, ale doszło tam do awarii obręczy. Po wyjściu na modlitwę spotkałem elektryka samochodowego, hydraulika w otwartym warsztacie oraz samochód układającego kostkę brukową.

    W tym czasie przechodziłem obok kotłowni osiedlowej oraz stacji telekomunikacyjnej, zakładów przetwórstwa mięsnego, myjni samochodowej i pralni. Natknąłem się też na montującego rower do przewozu samochodem oraz aktualnie wykonywaną drogę z rowami i budową dwóch domów.

    Nad garażami zobaczyłem wielki dźwig budowlany, który reperowano na wysokości, a w wykopach budowanych bloków pracowali mierniczy...w tym wszystkim samochód wywrotka "zakopał się". Zważ, że z tym wszystkim zetknąłem się w czasie kwadransa.

     Chwilkę trwało poszukiwanie intencji: nie pasowała za operatorów, bo wśród nich jest chirurg i rzeźnik oraz za naprawiających, bo często sami reperujemy obsługiwane urządzenia. Jakie będę obsługiwał dzisiaj...w ramach tej intencji? Sam zobaczysz...

    Na Mszę św. pojechałem drętwy, ponieważ przyjazd wnuczka zmienił przebieg dnia. Dotarły słowa czytania (Lb 20. 1-13) o buncie Izraelitów, którym brakowało wody. Po zaleceniu przez Boga Mojżesz powiedział do swoich ziomków:

    "Słuchajcie, wy buntownicy! Czy potrafimy z tej skały wyprowadzić dla was wodę? Następnie podniósł Mojżesz rękę i uderzył dwa razy laską w skałę. Wtedy wypłynęła woda tak obficie, że mógł się napić zarówno lud, jak i jego bydło". 

    Później Bóg Ojciec przez psalmistę przypomni (w Ps 95) o tym wydarzeniu: „Niech nie twardnieją wasze serca jak w Meriba, jak na pustyni w dniu Massa, gdzie Mnie kusili wasi ojcowie, doświadczali Mnie, choć widzieli moje dzieła”.

    Dziwne, bo Eucharystia złożyła się na pół, a później na ćwierć. To zawsze zapowiadało jakąś pomoc. Pomyślałem o "zwolnieniu" mnie z nocnego czuwania przed Monstrancją, tym bardziej, że przez cały lipiec modliliśmy się przed Najświętszym Sakramentem.

    Natychmiast wróciłem do domu, aby "wypocząć", ale nie mogłem zasnąć po wypiciu mocnej kawy i z powodu gadania wnuczka. Posłuchałem natchnienia, aby wyjaśnić sprawę alertu z Google o moim koncie.

    Nie miałem zielonego pojęcia o co chodzi i co mam robić (wcześniej czytałem zawiłe porady speców). Ponowne natchnienie sprawiło, że w wyszukiwarce wpisałem słowa: moje konto. Wyskoczyło powitanie i wszystko załatwiłem w pół godziny. To była namiastka mojego uczestnictwa w obsługiwaniu urządzeń. 

  Namiastka wobec dźwigu, który pracownik naprawiał na wysokości. To zarazem sprawiło radość, ponieważ nie stracę przechowywania dziennika w chmurze (bardzo łatwo przenosi się zapisy).

    Zważ jak Pan Bóg pomaga staruszkowi "zielonemu" w zawiłościach internetowych. Jak miałeś taki problem to wiesz o co chodzi. Z tej radości - podczas wielkiej ulewy - trafiłem przed Pana Jezusa w Monstrancji, gdzie odmówiłem moją modlitwę w intencji tego dnia.

     Po powrocie opisałem to świadectwo i o 3.00 wróciłem do Domu Boga na ziemi, ale to już było w piątek...

                                                                                                                              APeeL

 

 

Aktualnie przepisane...

25.10.1990(c) Światło stamtąd...

 

 Nagle przypomniało się pytanie kolegi-lekarza: dlaczego robić z kogoś świętego, który nie chce tego...w sensie, że już nie żyje? Powiedziałem mu, że jest w nim mniej wiary niż u złego Łotra, figluje z demonami i nie chce wrócić do Królestwa Bożego.

    Nie tłumaczyłem mu, że naszym zadaniem jest zostanie świętym, bo inaczej nikt tam nie trafi. Zważ, że normalnie myślący człowiek nie chce trafić do Raju. Jest to wynik niewiary w posiadanie duszy i życie...dla życia. Takie pędziłem jeszcze niedawno.

    Moją przemianę sprawiły modlitwy pacjentek i zamawiane Mszę św. Wszystko zaczęło się w środku nocy - po powrocie karetką z dalekiego wyjazdu. Padłem na kolana i przeżegnałem się...tylko tyle i aż tyle. Kiedy uczyniłeś coś podobnego...pytam wroga jedynie prawdziwej wiary, który trafił tutaj?

    Przetłumaczę na nasz głupi wybór:

- Wolisz smród jak w kurniku lub w chlewie, krzyk, nienawiść z brzydotą demonów i w świadomości, że jest Raj, a ty do końca swojego istnienia będziesz przebywał w Czeluściach.

- Nie chcesz Królestwa Niebieskiego, które na ziemi jest pokazywane na pięknych domach, urokliwych okolicach z dobrymi sąsiadami w systemie Prawdy, Dobra, Sprawiedliwości, Wolności i Miłości...

    Mamy wolną wolę, której nawet Bóg Ojciec nie może nam zabrać, bo nie wolno stosować zasady "nawracanie przez zabijanie" (islam) lub robienie z wszystkich donosicielami (u bolszewików są to kontakty operacyjne)...

    Nasze pogotowie mieści się w spelunie (piwnica pod budynkiem przychodni) z zejściem po schodach bez możliwości wjazdu na wózku inwalidzkim. Wokół tylu obłowionych, a tu nora do której trudno trafić...

   Po latach przeniosą nas i każdy będzie miał luksus czyli oddzielny pokój z szafką na stałe...tam miałem małą maszynę do pisania. Dzięki temu możesz czytać o moim podwójnym życiu, bo mimo nawrócenia nie mogłem wyrwać się z choroby na którą cierpiał "artysta" Michał Wiśniewski (hazard i chlanie).

    Droga do świętości wiedzie po grudach, a szatan wiedział, że będę ujawniał jego struktury. Dlatego z takich robi się nawiedzonych, "bożych głupców" lub chorych wg psychiatrów radzieckich na psychozę. Psychozę leczy się tabletkami, które kasuję halucynacje i urojenia.

    W Rosji Sowieckiej nadal zamykają takich w psychuszce, a w razie skargi dają zastrzyk po którym skaczesz jak poseł Gabriel Janowski w Sejmie RP (określamy to zachowaniem niekonwencjonalnym). Jak udowodnisz, że jesteś zdrowy...chory to chory, a "zdrowy" to brak poczucia ciężkiego schorzenia.

    Opracowując ten zapis zwaliłem piękny kwiatek z rozbiciem się doniczki...tak szatan niszczy pokój, bo żona zrobi mi awanturę. Kiedyś leciała na mnie połówka uchylonego okna (wypadła z bolców).

    "Jezu mój, Jezu dasz Światło, a człowiek zobaczy wszystko z Twojej strony...jak cierpisz z powodu zaćmienia ludzi w tym pracowników "służby zdrowia", którzy są  za zabijaniem dzieci nienarodzonych!

    Siostra Faustyna pisze, że cierpienie jest miarą Miłości Boga. Teraz czytam jej święte słowa, że stara się o cichość i pokorę, aby Pan Jezus mógł wypocząć w jej sercu. Mam nie skarżyć się, znosić wszystko z pokorą, bo Bóg Sam będzie mnie bronił.

     Wracałem do domu z kupionymi "dobrami" dla rodziny. Moje serce zalał smutek, bo wokół jest wielu potrzebujących. Zarazem wiem, że dobry czyn jest lepszym przykładem niż słowa. Teraz zwykła radość ziemska staje się udręką. "Dziękuję Ci, Jezu za pomoc w codziennym życiu!"

                                                                                                               APeeL