Zapis zacznę od wyjaśnienia dotyczącego mojego obecnego życia, a zrozumie mnie żyjący  podobnie, bo dla większości ważne są własne sprawy. W ich codzienności Bóg, a szczególnie dzieło zbawienia nie istnieje. Wskażę także jak doszedłem do odczytu tej intencji i skąd wiem, że jest właściwa?

    Po latach jest mi łatwiej, a dodatkowo wciąż proszę o pomoc, bo wszystko czynię dla Boga z pragnieniem dawania świadectwa wiary. W hierarchii kościelnej tacy jak ja nie są otaczani opieką i nie broni się ich, a na forach jesteśmy poniżani (jako „mądrości z Frondy”). 

    Obecnie, podczas odczytywania intencji zapamiętuję zdarzenia duchowe. Tutaj kluczowe było: zaproszenie na ucztę z posłaniem mnie na rogatki (z ostatnich czytań), a w odebranym „Rycerzu Niepokalanej” wzrok zatrzymały słowa o całkowitym oddaniu się w służbę Bogu i ludziom.

     O prawidłowym odczycie zawsze świadczy modlitwa, która płynie  w uniesieniu duchowym (inaczej jest „ustna” i nie idzie). Tą dodatkowo odmówiłem podczas przejazdu rowerem pod „mój” krzyż, aby zapalić lampkę Panu Jezusowi.

   Dzisiaj św. Paweł wskazał na Pana Jezusa, który „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” i stał się posłusznym aż do śmierci krzyżowej... Flp 2, 5-11

    W Ewangelii była przypowieść o zapraszanych na Ucztę Pańską. Czynię to od lat, ale z małym skutkiem, bo trudno być prorokiem we własnym miasteczku nad rzeczką, gdzie ludzie żyją tym, co jest tylko dodane!

    Eucharystia wprost unosiła się w ustach i ułożyła się ochronnie, a bardzo to lubię. Przed Panem Jezusem Miłosiernym odmówiłem koronkę i podziękowałem za pomoc w czterech zapisach.

   W drodze powrotnej uradowała lampka pod krzyżem cmentarnym i piękny kwiat, który postawiłem tam wczoraj. Jedna pani chodzi po mieście i karmi kotki, a ja prawdopodobnie będę opiekował się okolicznymi krzyżami, bo zapomniano nawet o krzyżu za naszym kościołem, gdzie nawet przed obecnym świętem nie sprzątnięto sterty wypalonych lampek. Taka jest nasza pamięć o „Tym, Który Zbawia”.

    Na rogu ulicy trafiłem na „dyżurujących” św. Jehowy. Dzisiaj stali tam młodzieńcy, którzy na pewno wstydziliby się Boga Objawionego i wiary katolickiej. Jeden z nich był bardzo ładny i po jego oczach widziałem, że moje słowa wpadały w jego serce. Wskazałem na napis: „Szatan istnieje naprawdę” i powiedziałem, że właśnie ich oszukał.

   Wyjaśniłem im błędy: nie uznają Pana Jezusa jako Syna Bożego i nie ma u nich Ducha Świętego (z tego wynika, że nie żegnają się), nie mamy duszy, liczba zbawionych jest określona, nie ma u nich kultu Matki Bożej oraz świętych, a także czyśćca...niepotrzebny jest Kościół święty z Eucharystią, bo „karmią się Słowem”.   

    Modlitwę skończyłem w piątek, w drodze do kościoła i podczas litanii do Najświętszego Serca Pana Jezusa ujrzałem, że ten dzień jest także za mnie. Prosiłem o zmiłowanie, bo upadałem jeszcze po powołaniu do służby Bożej, a przez to czyniłem szczególna przykrość naszemu Ojcu Prawdziwemu.                                                                                              APEL