W śmiertelnym mrozie, zakapturzony i z zasłoniętą twarzą biegłem na spotkanie z Matką Najświętszą (1-wsza sobota m-ca).

    Trafiłem na znajomego, który uczestniczy w uroczystościach kościelnych, ale z polecenia rządzących moją ojczyzną. W jednym błysku napłynęła intencja modlitewna dnia, a wielki ból zalał serce, bo ten dzień duchowy mam ofiarować za zniewolonych rodaków.    

    Po ponownie wygranych wyborach przez PO i zamachu w Smoleńsku ich przełożeni otrzymali nowy zastrzyk energii. Zaczęli biegać za „wrogami ludu” z szaleństwem w oczach...

    Do kościoła schodzili się chmarami, a niektórzy klęczeli jak najwięksi święci. To „prawdziwie” nawroty...niektórzy razem ze mną chodzili do kościoła 2 x dziennie, a jedna z pań uczestniczyla w trzech nabożeństwach „pod rząd”: od końcu pierwszego do początku trzeciego.

    Nawet starego kolegę lekarza wygonili na ulicę, a zza rogu zaczął wychodzić mój pacjent i robił „wywiady". Przebiegłość...”od przebiegania”.

  Ja jestem świadkiem Prawdy, agentem Pana Jezusa przeciwnikiem systemu, któremu patronuje Belzebub z całymi zastępami dobrych braci Polaków. To przepłynęło w 2 minuty, ale zapis ma swoje prawa.

    Serce zawołało z bólu: „Wysłuchaj mnie Panie. Zmiłuj się nad nimi, by stali się godnymi obietnic Chrystusowych”. Poprosiłem Matkę Bożą o przyjęcie za nich tego dnia, a podczas zawołań w litanii loretańskiej prosiłem: „z Synem Swoim ich pojednaj, Synowi Swojemu ich polecaj, Swojemu Synowi ich oddawaj...módl się za nimi i za ich duszami”.

   Wracałem powalony cierpieniem odmawiając moją modlitwę. Po dojściu do „św. Poniżenia” wprost ujrzałem podobnych ludzi pastwiących się nad Zbawicielem. Poprosiłem Pana Jezusa, bo marnują swoje życie, udają innych albo są „szczerzy”...nawet wśród kapłanów.

      Wróciłem ponownie do Domu Pana i w wielkim bólu popłynęła za tych biedaków koronka do miłosierdzia i droga krzyżowa: „Ojcze! miej miłosierdzie nad śledzącymi mnie i nad duszami takich”.

     Najgorsze jest to, że ci ludzie udają wiernych Panu Jezusowi, przybiegają na Msze św. i podchodzą do Eucharystii. Trzeba to rozgłosić, bo taki człowiek nawet nie rozumie tego grzechu, a nie może się wyspowiadać (omerta). 

     Dopiero po prawdziwej stronie życia dowiadują się o swoich bezeceństwach i tam czekają na przebaczenie, wołanie o miłosierdzie i modlitwy wynagradzające. Przy stacji „Weronika ociera Twarz Panu Jezusowi” ból zalał serce i popłakałem się. Tak, bo tą modlitwą czynię to samo Panu Jezusowi.

     Zdziwiony stwierdziłem, że właśnie kapłan idzie do konfesjonału. Jakże pasuje spowiedź, aby w czystości ofiarować ten dar Matce Bożej i Panu Jezusowi. Wyrzuciłem z siebie żal, że to wszystko przeze mnie, bo taki mój los. ”Panie Boże to przeze mnie”. Żałowałem za me złości, bo w czystości pragnąłem przystąpić do Eucharystii.

    Kapłan powiedział słowami z Ew Mt 19, 43-48: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie (...)”. Przekazał te słowa wprost od Pana Jezusa. Ja wiem, że miłowanie nieprzyjaciół, a nawet oddanie za nich życia to szczyt świętości.

    Jako pokutę mam za nich odmówić: „Ofiarowanie Pana Jezusa w świątyni”. Dziwne, bo wczoraj skończyłem czytanie tej wizji Marii Valtorty. 

    Podczas konsekracji - przez szpary w rusztowaniu (malowanie kościoła) - zauważyłem kościelnego ubranego w kamizelkę ostrzegawczą („robotnik na wysokości”)! Nie dzwonił w czasie konsekracji, ale „czuwał”. Niech Bóg mu to wybaczy.

   Popłakałem się po Eucharystii, która rozpłynęła się w ustach. Wszystko zakończyła pieśń do Królowej Anielskiej, którą poprosiłem, aby każdego śledzącego mnie przytuliła jak dziecko.

    Następnego ranka w ich intencji zapaliłem świecę i odmówiłem dodatkowo koronkę do miłosierdzia Bożego oraz powtórzyłem pokutę...                                                                                                                                                                                                                   APEL