Tuż po wstaniu w duszy płynęła pieśń: "Nasze plany i nadzieje coś niweczy raz po raz". To okaże się nieprzypadkowego, bo wyszykowany na Mszę św. o 10.15 musiałem zawrócić z powodu wichury i ulewy. Nie wyszedłem też na boisko o 11.15, gdzie trwał mecz w piłce nożnej, bo dalej wiało i padało. Natomiast o 12.15 twardo spałem, a później na Mszę św. o 17.00 obudzono mnie z Nieba.

    Trafiłem koniec adoracji z błogosławieństwem Monstrancją i wskazałem siedzącym, aby padli na kolana. Ponownie spotkałem panią z dzieckiem cierpiącym na ADHD (zespół nadpobudliwości psychoruchowej).

   Chłopczyk cały czas kręci się, porusza rękami i nogami, często biega i skacze, a na wczorajszej Mszy św. walił w konfesjonał i cały czas coś wykrzykiwał. Matka nie rozumiała mojej prośby mówiąc: "Pan Jezus kazał przyprowadzać do Siebie dzieci". Uciekłem na chór, gdzie trafiłem dziesięć młodych osób.

   Z tego wszystkiego nie docierały czytania. Te rozproszenia wynagrodziły słowa młodego zakonnika, który mówił ode mnie o boju duchowym nad nami, wskazał na Szatana oraz na brak w ludziach poczucia celu naszego życia, którym jest z b a w i e n i e.

   Eucharystia przyjęła kształt kielicha kwiatu, nie mogłem wstać z kolan, a na końcu zostałem pobłogosławiony (podchodzili pragnący tego). Pozostałem i podziękowałem mu wskazując, że pierwszy raz w mojej świątyni padło słowo: Szatan. Wskazałem, że prosiłem o to proboszcza, ale odpowiedział, że nie będzie mówił o nim, bo byłby zadowolony.

   Poprosiłem, aby w swoich kazaniach przekazywał, że od Boga Ojca mamy dwa dary: wolną wolę i czas (nie wiadomo jak długi). Poprosiłem, aby zapraszał na codzienną Msze św. z podkreśleniem, że jest cudotwórcą, ponieważ zamienia chleb dla ciała na Duchowe Ciało Pana Jezusa.

   Ja przez to z ciała z duszą staję się duszą z ciałem. Ta przemiana sprawia, że zjednany z Panem Jezusem mogę oddać swoje życie, bo nie ten, "co zabija ciało". Rozumieliśmy się bez słów...

    Podczas opuszczania kościoła spełniłem trzykrotną prośbę Anioła o przekazanie ofiary, a zły odciągał mnie od tego. W ekstazie podjechałem pod "mój" krzyż, gdzie zdziwiony stwierdziłem, że mimo wielkiej wichury lampka nie wywróciła się i płonęła.

   Tuż po północy dałem komentarz na https://hartman.blog.polityka.pl/ z wpisem z 31.01.2022 dotyczącym agresji Federacji Rosyjskiej.

                                               Panie Profesorze!

   Dzisiaj pisze Pan całą prawdę: "Rosja więcej osiągnie strasząc wojną niż ją wszczynając. Kraj, który grozi wojną, a potem się wycofuje, zyskuje niemalże wdzięczność".

   Ja dam swoje uwagi z punktu widzenia duchowego. Wracając do ludzkiej wspólnoty powinniśmy dzielić się darami (gaz, ropa, źródlana woda, nadmiary żywności), ale trudno jest to czynić rzucającym się do stóp Kłamcy (Mefistofelesa) kuszącego władzą nad światem.

   Trzeba przy tym spojrzeć na bój nad nami, w świecie duchowym. Przecież demon pokazał Panu Jezusowi - wszystkie królestwa tego świata - do wzięcia...za pokłon z jego uwielbieniem. Na to idą miłośnicy tego życia i świata, pragnący podziwu..."kupcy tej ziemi".

   Upadły Archanioł nie pozwolił na poświęcenie Federacji Rosyjskiej i na naszych oczach trwa już Apokalipsa. "Gry wojenne" to diabelskie iskry i ludzkimi siłami nie zostaną pokonane.

   Inaczej widzimy sytuację naszej ojczyzny, na którą napadnięto w samej wspólnocie (UE)...wypowiedziano nam wojnę (zamknięcie Turowa) z europosłami dziękującymi za to (Radek Sikorski) oraz opcją dania nam "figi z makiem".

   Na to, co czyni Federacja Rosyjska proszę o spojrzenie z góry, a nie w poziomie. Tym się różni nasze widzenie tego świata, który idzie ku zagładzie. Ludzie bardziej przejmują się wynikami badań laboratoryjnych niż swoją przyszłością...życiem wiecznym.

    Piszę tak, ponieważ blog czytają różni, także szukający prawdziwego celu tego życia, którzy wiedzą, że mamy nie tylko ciała fizyczne. Tacy jak ja nic nie planują...natomiast Pan Profesor pyta: "ile będziemy znaczyć za dwadzieścia lat?"

                                                                                                                  APeeL

 

Aktualnie przepisane...

12.07.1994(w) ZA RANIĄCYCH NAJBLIŻSZYCH...

   Bardzo przykre jest ranienie nas przez najbliższych. Tak jest też w naszej relacji z Bogiem Ojcem (szczególnie przez mających łaskę wiary). Przez wiele lat byłem takim, ale spotkała mnie wielka cierpliwość...

    W środku nocy stwierdziłem, że syn zostawił otwarte mieszkanie, mimo naszego upominania (wyszedł w piątkowy wieczór na balety). W ciszy zaczęłam odmawiać różaniec Pana Jezusa, z cząstką, gdzie Zbawiciel oddał wszystko biednym.

   Z serca wyrwał się krzyk, bo sam nie miał gdzie przyłożyć głowy i musiał stale przebywać w różnych miejscach. Na tym tle Jego obecny Kościoła święty ma rozległe dobra, budzące niechęć...także wiernych i łakomstwo niewierzących. Po co papieżowi śmiesznie ubrana Gwardia? To powinny być piękni mężczyźni z krzyżami lub Matką Bożą w klapie..."Ojcze mój"!

    Rano napłynął obraz ateisty, w sensie ogólnym któremu powiedziałem w myślach, że jest po drugiej stronie barykady: ja od Ojca, a on od Przeciwnika. Podkreśliłem też, że jest dzieckiem Boga i poproszę w modlitwie o światło dla niego.

   Wzrok zatrzymały "Modlitwy poranne" z wołaniem do Matki Pana Jezusa: "Maryjo! Matko naszych rodzin - Ty pokazałaś życie św. Rodziny, gdzie panowała zgoda, prostota i miłość. Wstaw się za moją rodziną, módl się za nami. Niech Twoje wstawiennictwo zagoi wszystkie rany i przyniesie radość".

    Z włączonego radia Maryja popłyną słowa o rodzinie, potrzebie błogosławieństwa z robieniem krzyżyka na czole dziecka! Córka odwrócona od Boga nie chciała takiego gestu. Żona oglądała serial, gdzie trafiłem na scenę ranienia przez najbliższych w rodzinie, a po czasie powiedziała do córki, że znosiła jej wybryki, jest jej matką i żąda odpowiedniego traktowania.

    Poprosiłem, aby wyjechała wcześniej, bo zawsze czekamy na jej przyjazd, a kilka dni bycia z nią staje się nieznośne. Wtóruje jej dobry syn, który nabiera manier od koleżków i właśnie mówi do matki, niby żartując: "jak ci przywalę".

    Podczas podwiezienia córki do autobusu powiedziałem do niej: córko, zawołaj i wróć z otwartym sercem do Pana Jezusa i Matki Najświętszej. Nie trzeba daleko szukać. Później zrozumiesz, że traciłaś czas. Naucz się mojej modlitwy. Ja poproszę o zabranie ci psychicznego uzależnienia od tabletek.

   Nie wystarczy nauka  o Bogu (ATK), bo trzeba stać się Jego dzieckiem. Wszystko jest pokazane, trzeba żyć tak jakby człowiek miał umrzeć dzisiaj. Trzeba zrobić grubą kreskę pod tym, co było i nie tracić cennego czasu dla czynienie "dobra".

   Po wejściu do kościoła serce zalał ból z powodu ranienia przez najbliższych. W tym rozdrażnieniu trafiłem na Mszę świętą, a w pustym kościele - na kolana za mną - padła ateistka...w złości chciałem ostentacyjnie wyjść! Cóż oznacza śledzenie mojej osoby..."Jezu wybacz!"

   Przecież tak też było z Panem Jezusem...z Apostołem Judaszem, z bezpieką świątynną, a na końcu z ludem pełnym szału podczas Drogi Krzyżowej. Pomyślałem o Bogu Ojcu cierpiącym z powodu Swoich dzieci na całym świecie, a bliżej narodu wybranego.

    Każda Msza św. jest taka sama, a każda inna, bo dzisiaj św. Hostia była podawana w ciszy. Napłynął obraz Anioła podającego Ciało Pana Jezusa św. Stanisławowi Kostce w czasie obłożnej choroby.

    Po zjednaniu z Panem Jezusem (w Eucharystii) moje serce zalała miłość, dobro i cichość z pragnieniem przyjmowania zniewag i upokorzeń...właśnie od najbliższych. To współcierpienie z Panem Jezusem mające moc zbawiania.

   W jednym błysku stałem się innym człowiekiem. Tak pragnąłem mówić o braku śmierci, tragedii niewierzącej w to ludzkości, nieszczęściu śmierci nagłej. Nawet ja - po zjednaniu z Panem Jezusem - nie jestem przygotowany na to! Przykro mi, ponieważ znajomym wokół - szczególnie obdarowanym - Dom Boga nie jest potrzebny...

                                                                                                        APeeL