W pogotowiu zerwano o 5:00, a już świeciło słońce i latały jaskółki. Napłynęło natchnienie, abym trafił na Mszę świętą. Błyskawicznie  pomogłem mocnemu mężczyźnie z napadem kolki nerkowej, który ze względu na masę ciała wymagał podwójnego zastrzyku. Nawet w szpitalu podano schematyczną dawkę leku. Ból ustąpił, a ja w drodze powrotnej do bazy zacząłem wołać do Boga Ojca za moją rodzinę.

    Wymieniałem wszystkich po kolei z prośbą o pokój! Podjechałem do domu, a syn właśnie zaspał do pracy. W kościele trafiłem na niewidomego, który całował krzyż Pana Jezusa: "Panie daj mu to czego pragnie”. Przepłynęła dusza żony zatroskanej o wszystko.

    Z werwą zacząłem pracę, a był wielki nawał chorych, dodatkowo kolega przysłał mi starszą kobietę z zawałem! Przesuwały się: zapalenia płuc, kolki, wrzody żołądka, bóle głowy, krzywdy i strachy...tak do 15.00. Jeszcze pacjentka na kozetce po zastrzykach, słaba (kolka nerkowa) potwierdziła naszą nędzę. Ja w tym czasie zawołałem: „Panie zmiłuj się nade mną”, a łzy zalała oczy. Padłem umęczony bez podziękowania za ten dzień.

    W nocy napłynie natchnienie, aby wziąć wolny dzień, który załatwiłem i tak znaleźliśmy się z żoną na Mszy dziękczynnej bogatego małżeństwa. Ja pomyślałem o naszej rocznicy (17.08), a nie będziemy mogli być razem.

    Posłuchałem zaproszenia do spowiedzi, przed świętem Matki Bożej. Jest mi nijako z powodu darów jakie otrzymuje od chorych: „Matko! Matko moja! To Tobie wyznaję moje grzechy. Tobie przekazuję mój smutek!”

   Radość zalała serce, a wzrok przykuł Pan Jezus Dobry Pasterz. Padną Słowa Pana Jezusa o nierozerwalności małżeństwa (Mt 19, 3-12). Po spowiedzi i Eucharystii nie mogłem opuścić kościoła.

   Zarazem ujrzałem Miłosierdzie Boga Ojca w stosunku do mojej osoby, bo wszystko mam przebaczone, a nasz Tata pragnie uczynić to wszystkim. Jakże przy tym cierpi, bo jest zapomniany, a nawet negowany. Popłakałem się w oczekiwaniu na Eucharystie.

    Jest mi przykro z powodu odwrócenia córki od wiary, która coś szuka, właśnie w chorobie wyjeżdża do Włoch, a później będzie w Rumunii na kursie pomagania innym, a nie jest osobą typu wolontariusza.

    Szatan szkodzi takim jak ja atakując bliskich...podobnie postępuje Bezpieka, uderzając w rodzinę, nawet mordują najbliższych. Jakże groźne dla naszych rodzin są pokusy Przeciwnika Matki Bożej.

    Natomiast syn stwierdził, że nie chce żyć, chciałby raz umrzeć i nigdy więcej nie być. Wyjaśniłem mu, że jest to niemożliwe, ponieważ mamy nieśmiertelna duszę i z jednych kłopotów wpadnie w jeszcze większe. Trzy razy pobłogosławiłem go wodą święconą.

   Ponadto zaleciłem, aby zawołał swoimi słowami do Boga Ojca o odczytanie swojego powołania i zauważył znaki. Powiedziałem, aby nie błądził, bo to strata czasu, która mnie spotkała. Nasze działanie jest bardzo proste: dziecko na ziemi pyta o wszystko ojca i tak jest z Bogiem Ojcem...

                                                                                                        APeeL