Tuż po północy - na dyżurze w pogotowiu - wezwano mnie do staruszki, a po chwilce do drugiej (miały 84 lata). Daleko, ale radość zalała serce, ponieważ przejeżdżaliśmy obok mojego krzyża! Jakże pasuje część chwalebna różańca pod niebem pełnym gwiazd.
Chorą zapytałem: czy dobrze jest mieć dużo lat (krótszy okres wygnania), ale nie umiała odpowiedzieć. W jej mieszkaniu był obraz Pana Jezusa w grobie otoczony Aniołami, a nad nim Monstrancja!
Tak poznałem dzisiejszą intencję i w drodze powrotnej zacząłem odmawiać moją modlitwę. W tym czasie z radia karetki dobiegnie wołanie: „Boże mój! Tak pragnę modlitwy czyli rozmowy z Tobą!”
W pokoju lekarza dyżurnego o 2:30 popłynie melodia: „po tamtej stronie życia”. Ludzie bardzo starzy są blisko niej, napłynęła osoba mojej matki ziemskiej, a nagranie na taśmie magnetofonowej zakończy się słowami o "starszych gościach”.
Natchnienie sprawiło, że "na chybił-trafił" otworzyłem „Prawdziwe Życie w Bogu”, gdzie trafiam na zapytanie Pana Jezusa: czy będę Go adorował tej nocy? O 3:00 na kolanach podziękowałem za przeżyty dzień, który przebiegał z ewidentnymi napadami demona.
Nie mogłem spać z poczuciem, że do rana nic nie będzie, a jestem pierwszy na kolejce. W ambulatorium załatwiłem dwutygodniową „kruszynkę”...takie jest też nasze życie: „Panie! Panie Jezu! Tak mało chce Ciebie, nie mam z kim porozmawiać o Tobie. Przepraszam za tych ludzi”. Przepłynął też czas mojej niewiary.
Tuż po wstaniu z radia popłyną słowa o bliskości czasów ostatecznych z potrzebą naszego czuwania. Zacząłem moją modlitwę, a wróciły obrazy...
- załatwionych staruszków oraz dzieciątka
- wczorajsze zasłabnięcie sąsiada po ukąszeniu pszczoły
- niepewność naszego bytu z bliskością tamtego świata
- przypomniało się nocne zerwanie kolegi do kaszlącego palacza z przewlekłą niewydolnością oddechową, zagrożonego zawałem serca.
Spałem tylko dwie i pół godziny, a właśnie patrzy Pan Jezus porcelanowy i w koronie cierniowej (chodzi o zachowanie czystości z przyjęciem cierpienia). Kilka krótkich snów postawiło mnie na nogi, a w ręku znalazła się książeczka "Anielska dusza" ze słowami o tym, co obecnie przeżywam: ciało jest tutaj, ale dusza blisko Boga Ojca. To wyjaśnia wczorajszą niechęć do świata z pragnieniem nieba!
W tym czasie w telewizji pokażą szkołę przetrwania, gdzie za tym, który wykonuje zadanie biegnie zapisujący wynik. Taki właśnie jest zapis: naszych myśli (intencji działania), słów i czynów.
Ile filmów straszy, a głównym zagrożeniem jest Szatan, zabójca naszych dusz! Właśnie spoglądał Pan Jezus z Całunu, a „Tygodnik Powszechny” otworzył się na dialogu z zakonnicą, która nic nie ma z poczuciem szczęścia, bo wie, że mamy Boga Ojca!
Przeczytałem list-protest przeciwko rozdawaniu Eucharystii do rąk. Autorka pięknie pisze o Najświętszym Sakramencie, który nie jest znakiem, ponieważ wszystkie inne sakramenty są też znakami widzialnymi. To jest Żywy Bóg, a podawanie do ust jest formą chroniącą bezbronnego (w tej postaci) Jezusa Chrystusa.
Teraz Vassula wołała ode mnie do Boga Ojca: "Ty, wznosisz swój krzyk zbawienia, ale nikt nie słucha (...) twoje królestwo jest w zasięgu ręki (...)". Przypomniało się moje wołanie w nocy do Boga Ojca i Pana Jezusa. Większość nie chce wiary, a ktoś, kto mówi o niej jest świrem i wyrzutkiem.
Jakby na tę chwilkę w telewizji popłynie program o żmijach i jaszczurkach, A właśnie płynie zdanie o Najświętszym Sakramencie: "spisek zdrajców jak żmije jaszczurki wniknął obecnie do serca Twego Sanktuarium (...), aby wywrócić odwieczną prawdę, zamieniając na kłamstwo, wznosząc swoją ohydę spustoszenia w sercu Twej Świątyni, aby usunąć Nieustanną Ofiarę Twojego Syna („PŻB” t. 5 str. 73). Szatan to miłość tego świata i tego życia, a Bóg to życie wieczne, w Królestwie Bożej Światłości...
Mamy jechać do mojego rodzinnego kościoła, a zły wpuszcza zwątpienie, senność! Nagle napłynął obraz matki ziemskiej, bliskiej tamtego świata i grób ojca, a na półce zatrzymał wzrok "Modlitewnik V. Ryden", gdzie trafiłem na słowa: "miłość wiąże mnie z Tobą, Panie. Czyż nie jestem twoją własnością? Posługuj się mną całkowicie, tego pragnę, mój Panie, bo sprawia mi to przyjemność. Duchu Święty przyjdź mnie ogarnąć” (13.05.1991).
Serce zalała bliskość Ojca Prawdziwego i Jego sprawy, a przypomniało się, że przyjął moje troski a ja mam wykonać zadania Boże! Po drodze radowały kapliczki oraz duża figura Pana Jezusa. Przy głównej trasie ktoś postawił świecący krzyżyk! Wyobraź sobie krzyżyki w miejscach każdego śmiertelnego wypadku...jako ostrzeżenie dla pędzących na oślep.
Przed kościołem wzrok zatrzymała klepsydra zmarłej 95 latki, serce zalała radość z powodu palącego się znicza przed Matką Boską Częstochowską. Jakby na znak kapłan wszedł do konfesjonału blisko mnie. Przed dwoma dniami nie podszedłem, a teraz namaszczony sługa Pana przybył do mnie. Szatan wiedział o tym wszystkim dlatego kołował mnie.
Kapłan wskazał na moją wdzięczność Bogu i zalecił uczyć tych, którzy kochają to życia, także pomodlić się za umęczonych w hospicjach. Nagle zrozumiałem, że jestem bardzo potrzebny Bogu. Podziękowałem z krzykiem "Matko! Matko!", a łzy zalały oczy.
Wzrok zatrzymał obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem, a przypomniało się dwutygodniowe niemowlę, które badałem dzisiejszej nocy. Takim przyniesiono mnie tutaj...tuż po urodzeniu.
Popłynie cała modlitwa, a właśnie dyskutują o podłączonej do aparatury z rozterką czy ją odłączyć? To osoba bliska tamtego świata. Umęczony dyżurem i przebiegiem tego dnia wpadłem w fotelu i zasnąłem. Przed obudzeniem przyśnił się maleńki bukiecik zamknięty w probówce!
APeeL