Na dyżurze w pogotowiu, po dobrej nocy zerwano o 5:40, a ja podziękowałem za to Panu Jezusowi. Serce zalała radość, popłynie „Anioł Pański" i cz. Radosną Różańca.

    U chorej, na podwórku chodziła mała kwoka z 6-ką kurczaczków z których każdy miał biały śliniaczek pod dziobem  - coś pięknego. To, co Boże jest piękne, a wokół wielki bardak podwórkowy jakby specjalnie zrobiony!

    Akurat w modlitwie wypada „Narodzenie Pana Jezusa", a z włączonego telewizora popłyną słowa o aborcji - to śmiertelny bój! Jakże ludzie są zwodzenie przez Szatana. 

    Pan Jezus z „Prawdziwego Życia Bogu” (t. V str. 182) powiedział: "Mój Święty Duch naznaczył cię moją pieczęcią, zatem nie bój się”.

    W ostatniej chwilce wpadłem do Domu Pana na Mszę świętą o 7:30. W Słowie (1 Kor 6,1-11) było zalecenie, aby nie „szukać sprawiedliwości u niesprawiedliwych (…) sędziami waszymi czynicie ludzi za nic uważanych w Kościele! (…) A tymczasem brat oskarża brata, i to przed niewierzącymi. (…) Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego?”

   Dzisiaj Pan Jezus powołał Apostołów (Ewangelia: Łk 6,12-19). Popłakałem się przed Eucharystią i ze łzami w oczach podszedłem do kapłana, czekając na Pana Jezusa. Z chóru popłynie pieśń, a ja zacznę krzyczeć: "Jezu! Jezu! Jezu!"

   Zapamiętaj te powtarzające się przeżycia: niech moje doświadczenia popłynął do poszukujących, bo jestem ćwiczony codziennie przez Boga Ojca Prawdziwego, a nie ma żadnego innego.

    Właśnie wzrok padł na chorągiew z Trójcą Świętą i napisem na ścianie: K U S Y! Natomiast książka znaleziona na śmietniku J. W. Dawida  "Ostatnie myśli i wyznania" otworzy się na zdaniu: "kto szuka życia, ten je traci, kto się wyrzeka życia - ten je znajduje". Pan żąda od nas walki, ale duchowej z przyjęciem współcierpienia z Panem Jezusem, a naszym orężem jest modlitwa.

     W tym stanie wróciłem do młyna czyli przychodni z dzikim tłumem. W czasie nawału falami - moją duszę i serce - zalewał pokój i słodycz. Po latach będę wiedział, że było to działanie Ducha Świętego.

    Chwilami krzyczałem do Pana Jezusa z  rozrywanym sercem. To był wyraz rozłąki ze Zbawicielem z tęskną miłością. Świat i ciało w bałaganie, a dusza uniesiona czego wyrazem były łzy zalewające oczy.

   Ostatni pacjent przybył tuż przed 15:00 i powiedział, że nie ma z czego żyć, ale ja nie mogę mu dać na wódkę, bo z tego powodu ma już porażoną stopę. Wydałem mu zaświadczenie do opieki społecznej.

    Spotkałem też nauczyciela ateistę, który zdejmował krzyże. W tym czasie systematycznie badał się i leczył, a swoją ufność pokładał w lekach...natomiast nie uczestniczył w życiu wiary.

   Podczas nabierania benzyny wyjaśniłem sąsiadowi, że znam radość Bożą. To dar, który zalewa naszą duszę i serce,a także myśli tak jak zapach czy łagodny wiatr, a to trzeba przeżyć! On tylko kiwał głową, a nawet uśmiechał się.

    Musiałem dodatkowo przekazać, że istnieje Królestwo Boże, Pan Jezus, Matka Boża. Może coś w nim zostanie. Ja mam dzielić się tym, co otrzymuję: wprost wołać na dachach!

    W intencji tego dnia popłynie koronka do Miłosierdzia Bożego, a mimo głodu miamłem wielkie pragnienie modlitwy w odosobnieniu (na działce). Zamiast tego zająłem się reperacją dziury w eternicie nad garażem oraz sprzątaniem.

   Podczas zamykania garażu napłynęło natchnienie:  „Nie zostawiaj Mnie samego". To była ewidentna przenośnia, bo chodziło o wizerunek Pana Jezusa Miłosiernego w samochodzie. Zabrałem Go i modliłem się przed Nim w moim pokoju  (czyli w kuchni). Tak dotarłem do słów Pana Jezusa na krzyżu: "Dzisiaj będziesz ze Mną w raju"...

                                                                                                                      APeeL