Zaczynam się nowy dzień życia od pracy w „młynie” czyli w przychodni. Trwa właśnie kampania wyborcza z kłótniami w Sejmie RP. Wydarzenia świata dla człowieka żyjącego w łączności z Bogiem...nic nie oznaczają! Tak to wszystko traktował Pan Jezus...co złego uczynił, że został potraktowany gorzej od Barabasza i Łotra?
Pacjentka wierząca mówiła o córce, która zmarła niedawno, a teraz „przychodzi", a za życia Bóg był u niej na końcu! Powiedziałem jej, że po śmierci czyli zabraniu ludzkiego ciała z naszym rozumem wszystko staje się jasne, ale nic już nie można uczynić dla siebie!
Dlatego córka daje znaki: „oto jestem” i prosi przeze mnie w wsparcie duchowe (Msze św. z modlitwami), a także o cierpienia zastępcze i modlitwę ze środka serca.
Obcego staruszka załatwiłem jak własnego ojca...chociaż chwalił się, że najwięcej orderów zebrał za Stalina! Łapał mnie za rękę i chciał całować...na dodatek nie przyjąłem zapłaty.
Natomiast posługujący w moim kościele dotkliwie pobił teściów, a o św. Hostii mówi, że „jedzą jak krowa siano”. Nie mogę tego słuchać, ale różne profanacje są na świecie. Tutaj skierowali go do wykonywania zadania „partyjnego” i nic takiemu nie zrobisz. Cóż da skarga do proboszcza, który zna go, a on jego grzeszki.
Partia rządzi także w Domu Boga Ojca na ziemi. Tacy są pewni swego, myślą, że nikt tego nie widzi. Ja czuję się niegodny noszenia Monstrancji...widzę chłopców, którzy to robią i kościelnego, który stawia tę ś w i ę t o ś ć na Stole Ofiarnym...jak wazon.
W czasie pracy trafiają się także przyjemności. Oto wchodzi „pierwszoklasistka”...dziewczyna ucząca dzieci w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Myśl uciekła do mojej nauczycielki. Jak wielki to dar autorytet z możliwością zakodowania pewnego wzoru człowieka.
Koniec. Trzeba nakleić nowe zdjęcie Wałęsy, bo zerwano, ale napływa ostrzeżenie: „nie! Komu się kłaniasz?...cóż obchodzą cię te sprawy, przecież opowiadając się za kimś dzielisz ludzi, dzielisz swoich zwolenników”.
Moje serce zalała wszechogarniająca Miłość Boża. W myślach krzyczę do ludzi: „Bracia, tutaj przed każdym uklęknę i każdego pocałuję w rękę...przecież wszyscy cierpimy na tym wygnaniu! Nie wolno nam się dzielić”.
W ciszy odmawiałem modlitwę i przy słowach do Boga Ojca: „dla Jego Bolesnej Męki miej Miłosierdzie" zrozumiałem, że świat jest utrzymywany przez Ojca dzięki takim modlitwom. Z napięcia nie wytrzymuje moje serce i muszę płakać .
Pan sprawił, że włączyłem II radiową, gdzie była relacja ateistki uderzonej Miłością Jezusa. Od niej popłynęły słowa, że: Jezus raz na zawsze jej wszystko wybaczył i ja także mam wszystko wybaczyć mocą Miłości Bożej.
Teraz jestem sercem w sercu Niemca, który w starszym wieku musi wyjechać z Polski do RFN-u. Z mojej ojczyzny wyjeżdża też dużo rodaków, a w ich miejsce przybywają Rumuni.
To jest szkolenie Boga Ojca, bo dał nam ten kraj, a ktoś wyjeżdża lub przyjeżdża i robi swoją osobą zamieszanie. Najlepiej można to zauważyć na narodzie wybranym, który jest otoczony przez wrogów. W jednej sekundzie napłynęły obrazy Ojczyzny Niebieskiej, w której istnienie mało wierzy.
Deszcz uderza o parapet, wszyscy śpią, a moje serce zalewają przeżycia duchowe, których nie można wyrazić. ...
APeeL