Idę na nabożeństwo poranne i proszę Boga, aby dał czas na dokończenie mojej misji. Na ten moment od ołtarza płyną słowa: „(...) Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem (...) Przyjrzałem się pracy, jaką Bóg obarczył ludzi, by się nią trudzili. Uczynił wszystko pięknie (...)”. Koh 3, 1-11
A psalmista woła: „Naucz nas liczyć dni nasze (...) Nasyć nas o świcie swoją łaską (...) i wspieraj pracę rąk naszych (...)”. Ps 90
Na Mszy św. napływa: „poczta”. Tak, bo czekam na ważną informację. Przed wejściem do urzędu wzrok zatrzymał całkowicie czarny motyl. Jak go zauważyłem? Przykrość, bo odrzucono mediację...czyli ugodzenie się w drodze do sędziego, a bardzo ważne pismo urzędowe wysłano zwykłym listem 22 dni temu! Niespodziewanie musiałem dzwonić i pisać kilka godzin:
„Ja nie wiem skąd bierze się w ludziach tyle zaciekłości i głupoty w postępowaniu (nie odpisuje się na pisma, nie zawiadamia o przebiegu sprawy, unika kontaktów i wykorzystuje przepisy w celu gnębienia niepokornego).
Nie tak wyobrażałem sobie sprawiedliwość w Rzeczpospolitej. Polak, patriota, katolik to bardzo niewygodny człowiek, bo żąda prawości szczególnie wymaganej od ludzi na stanowiskach. Jak czują się koledzy stający po stronie walczących z wiarą, a nawet powalających krzyże”...
Wielu wydaje się, że ich nieszczęście jest największe, a właśnie pomylono przeszczepione nerki! Czekasz na uratowanie, wierzysz, a tu...zawiedziona nadzieja. Ogarnij świat:
Sybiracy wierzą w powrót do ojczyzny, powodzianie liczą na pomoc państwa, poszkodowani na środki z ubezpieczenia, a poszukujący zaginionych z rodzin, w tym dzieci liczą na ich odnalezienie...właśnie otworzyła się ITAKA!
Wyszedłem wysłać pismo, a kobiety rozmawiają o samobójstwie młodego mężczyzny, ojca rodziny z dwójką dzieci.
Piszę to po przeżyciu dnia, a łzy kręcą się w oczach, bo człowiek człowiekowi czyni na złość, zawodzi, unika pomocy, ucieka od potrzebującego. Jakże ważne jest wspieranie się w takich prawach. Właśnie idą dwie starowinki...jedna pomaga drugiej.
Żona też zrozumiała, że moja sprawa dotyczy obrony krzyża, a jej trwanie to dawanie świadectwa wiary. Poszliśmy pod mój krzyż, bo trzeba podlać kwiaty, a po drodze uradował inny, mniejszy, który ostatnio zreperowałem i pomalowałem.
Pan jest ze mną, wie o moich sprawach i tak nam dobrze. Moje serce zalała słodycz krzyża Pana Jezusa. To radość z niezasłużonego cierpienia i świadomość uczestnictwa w dziele zbawienia. Nie pojmie tego człowiek normalny bez łaski wiary i światła Pana naszego.
Teraz jedziemy do centrum handlowego i jak nigdy w życiu wspólnie odmawiamy moją rozbudowaną modlitwę w intencji tego dnia, a towarzyszy nam obrazek Matki Bożej Różańcowej stojącej na kuli ziemskiej oplecionej wężami...
Jak Pan Bóg to wszystko układa? APEL