Trwa bój o pójście na Mszę św. o 6.30, bo wróciła złość z powodu zakurzenia kościoła. Podczas zrywania tapet oddzieliłem taśmą pokój od reszty mieszkania, ale dla robotników to praca jak każda inna - podczas odnawiania nawet Msza św. im nie przeszkadzała!

   Pan przybył z pomocą, bo wzrok zatrzymał tytuł art. ks. Stanisława Małkowskiego: „Czuwajcie, przełożeni, obudźcie śpiących” ("Gazeta warszawska"). To przeważyło i wyszedłem na spotkanie z Panem Jezusem...w ciemność i nagły mróz.

     W całkowicie zakurzonym kościele wróciła złość i pobiegłem po pomoc...do spowiedzi. Powiedziałem o buncie ciała, które widzi demolowaną Świątynię Pana ze stacjami drogi krzyżowej stojącymi w kącie! Za obronę krzyża jestem dręczony przez 7 lat w Izbie Lekarskiej, a we własnej świątyni widzę brak odpowiedniej czci dla symbolu bestialskiego zamordowania Zbawiciela. 

   W miejsce ostatnich stacji drogi krzyżowej mamy urządzono „kącik urzędniczy”...z wielką i drogą tablicą fundatorów obrazu JP II. Łaska widzenia tego wszystkiego jest wielkim cierpieniem...także to, że pasterz stada bardziej przejmuje się remontami niż duchowością.

-  Mów grzechy!

-  Żałuję za złości ciała, które widzi to wszystko i jest bezsilne, a sam sobie nie poradzę.

    Po uzyskaniu rozgrzeszenia padłem na kolana i płakałem powtarzając jak mantrę: „Panie Jezu! niech moje łzy będą dla Ciebie pocieszeniem”. W najwyższym uniżeniu przyjąłem Eucharystię, która delikatnie pękła, odwróciła się i wyprostowała - to oznacza przejściowe cierpienie, ale  Pan Jezus będzie ze mną („My”). Sam zresztą zobaczysz.

   Całkowicie odmieniony wróciłem do domu, a zły stracił moc. W ramach pokuty miałem odmówić cz. bolesna różańca, a to moja modlitwa i podczas przejazdu do centrum handlowego wołałem za tych, którzy nie mają czci dla Świątyni Boga.

   Ten brak szacunku to także wchodzenie podczas trwania każdej Mszy świętej. Nigdzie nie wolno się spóźniać (grzech), ale do Domu Pana można wchodzić jak do obory i rozpraszać uczestników nabożeństwa. 

   Kapłan, który do nas przybył specjalnie trzaskał drzwiami na znak: „oto jestem” i  krzykiem zapraszał do spowiedzi, a gongiem przeganiał kapłana kończącego nabożeństwo. Wg mnie byłby dobrym kapelanem więziennym, bo lubi ciepło i władzę nad „poddanymi”.

    Błyskawicznie przepłynęły obrazy młodych i zdrowych, którzy kucają z „pukaniem się” w piersi, a przecież wykonanie znaku krzyża wodą święconą z wypowiedzeniem „w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego” jest pewną formą egzorcyzmu. Dodaj do tego  przechodzenie przez środek kościoła z podchodzeniem do Eucharystii z czapką w ręku lub w kieszeni oraz ubiór kościelnego...jak do obrządku w gospodarstwie.

    Jeszcze proboszcz „żartujący” na zakończenie każdej Mszy św.! Za jego plecami Pan Jezus umiera na krzyżu podczas tego misterium...”Panie! zmiłuj się, bo nie wie, co czyni”.

    W centrum handlowym odmówiłem moją modlitwę i popłakałem się, bo zakupiona złożona szafka (180 cm) weszła bez problemu do samochodu, a podczas jej wynoszenia i wnoszenia do domu drzwi same się otwierały!

   Zapytałem pracownika czy mogę wyjechać wózkiem na skróty...pozwolił, a nie ma tam przejazdu.  Przy bloku stała sąsiadka, która otworzyła mi i zablokowała pierwsze drzwi, a drugie przytrzymała ze słowami "ale się fartnęło".

    Podziękowałem, a łzy zalały oczy, bo to nie było przypadkowe "szczęcie", ale pomoc Panu Jezusa...                                                                                                                                 APEL