W ostatnim momencie zerwałem się na Mszę św. roratnią i zapomniałem o zabraniu gromnicy, ale to okazało się nieprzypadkowe. Moje serce zalała wielka miłość Matki Bożej do niewierzących, wszelkiej maści twardogłowych, racjonalistów, kolegów psychiatrów oraz masonerii.
Tego nie można przekazać, bo sprawia to łaska wiary, a bez jej światła nie zrozumiesz umiłowania nas, dzieci Boga.
Po dyskusji na blogu Jerzego Urbana (pod wpisem dotyczącym 13 grudnia) poczułem wielkie zatroskanie o takie dusze. W rozmowie z kapłanem usłyszałem, że „Urban to szuja...”. Zrobiło mi się nijako i odpowiedziałem pytaniem...czym różniłem się od niego jako niewierzący drinker i hazardzista?
Muszę poprosić Matkę Bożą o światło, bo nawet namaszczeni słudzy nie rozumieją, że Bóg kocha nas wszystkich, a szczególni złych i najgorszych.
Doznałem wstrząsu na samą myśl o powrocie do Boga w czasie, gdy żyłem podobnie do Kazimierza Kutza, który „zamknął się” politycznie i czeka na śmierć. Aleksandra Pawlicka z „Nesweeka” zrobiła z nim wywiad w którym mówi pełen rozgoryczenia o starzeniu się, które „jest procesem wstydliwym (...) W młodości wszystko jest nadzieją (...) Starość jest okropna, obrzydliwa, nieestetyczna (...) już nigdy nie będzie fajnie (...)”.
W małym mieście najlepiej widzisz odchodzenie ludzi zużytych w ciele. Właśnie zmarł felczer z którym współpracowałem, a właściwie za niego pracowałem, bo karetką „kolędował”, po terenie, gdzie pracował, a mnie zrywano do wypadków.
Nie należałem do Partii i stałem się niewolnikiem-pracoholikiem, a nawet alkoholikiem, bo to był czas zapomnienia o Pater Abba. Teraz kolega przyśnił się, a jak chciałem mu pomóc w powrocie do wiary to mnie zbył, bo „miał już Ostatnie Namaszczenie”. Pasuje tutaj piosenka: "Księdza do mnie nie wołajcie. Niech nie robi zbędnych szop”.
Teraz zawołałem tylko: „Matko Boża! Moja Opiekunka! Wyproś u Boga obronę przed moimi nieprzyjaciółmi, kolegami lekarzami, którym władza pomieszała w głowach. Niech Bóg ukaże im, co czynią. Bądź przy mojej śmierci”.
Dzisiaj do Pana Jezusa zgłosił się z prośbą setnik o uzdrowienie sługi, który „leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi (...) Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a sługa mój odzyska zdrowie”. Mt 8, 5-11
Ksiądz proboszcz podkreślił jego wielką wiarę i wskazał na manowce ludzkiej mądrości i naszej wiedzy, której światło (bez łaski) nie może doprowadzić nas do wiary. Szkoda, że nie wspomniał o przeciwniku Boga, ale ktoś im zaleca, aby nie mówić o szatanie, bo będzie z tego zadowolony! Czy mafia komunistyczna będzie zadowolona, gdy będę ujawniał jej tajemnice?
Na naszych forach internetowych to wszystko jest wyśmiane. Nawet przeciętny wierny nie jest pewny, że Bóg może człowieka ożywić, a Królestwo Niebieskie i dostanie się tam brzmi bajecznie, „bo jest tylko dla świętych”.
Podczas podejścia do Eucharystii nie mogłem się nadziwić, że kapłani dosłownie „jedzą” Pana Jezusa...gryzą i oblizują się, bo takie słowa padły podczas Ostatniej Wieczerzy. Przecież to Cud Ostatni, który trzeba trzymać w ustach w świętej ciszy aż się rozpuści, a nawet do naszej śmierci!
Dyskusja nic nie da, bo musisz na wszystko patrzeć duchowo, od Boga, Jego Sercem. W moich ustach Eucharystia ułożyła się „ochronnie” - w postaci parasola na podniebieniu.
Po powrocie do domu w radiu Maryja trafiłem na pięknie śpiewane Godzinki, a to jakby litania umiłowań Matki Bożej. Podczas zawołania: „Nadziejo grzeszących” moje serce ponownie zalała miłość do tych, którzy nie mają światła wiary. Popłakałem się i poprosiłem, aby Pani Nieba wysłała nich swoich Aniołów...szczególnie do redakcji „Nie” i „Fim”!
Wróciłem do kościoła na Mszę św. wieczorną i poprosiłem o przekazanie tego spotkania z Panem Jezusem oraz lampek zapalonych pod dwoma krzyżami w intencji tych, którzy potrzebują takiego wsparcia. Eucharystia ułożyła się w harmonijkę...jakby podziękowanie dla mnie.
Moją modlitwę skończyłem po powrocie z kościoła w piątek...przy zapalonej gromnicy i w wielkim uniesieniu. APEL