21.00 nagłe zamieszanie - przyszli ludzie z wódką i jest gra. Wiem, że Jezus mi pomoże, bo "nie wolno mi pić!" Tak się stało - wygrałem i nagły wyjazd. Teraz badam matkę z dzieciątkiem tuż po porodzie.

     Zastój pokarmu - pełna pierś kobieca w moim ręku. Krępuje mnie obecność młodego sanitariusza. Gramy w pokera, ale napływa tęsknota za Jezusem...zamykam oczy i modlę się za hazardzistów. Cała modlitwa przebłagalna...w tym czasie muszę zbierać pieniądze, rozdawać karty i nie mogę odejść od gry, bo wygrywam.

    W środku nocy zostałem obudzony, przyjmuję to bez zdziwienia, ale wyjazd był dla kolegi (ponownie wzywał jego pacjent). Mądrość Boża! Próba, kręcę głowa ze zdziwienia! "Nie będziesz miał wyjazdu" - otrzymujesz wyjazd, czy wątpisz? Czy się ociągniesz zdziwiony? Po chwilce widzisz: "mówiłem ci, że nie będzie wyjazdu!"

    Powie ktoś "jakieś głupstwa", ale wyobraź sobie, że takie natchnienie dotyczy poważnej decyzji! Wyobraź sobie prezydenta, który kierowałby się takimi "głupstwami". Ile dobra mógłby uczynić?

    W tym momencie jasno widzę, że Jezus nic nie zabrania, ale idąc za Nim nie możesz już "normalnie" żyć! Wielu rzeczy nie możesz już robić...to jest "słodka niewola" w przeciwieństwie do "diabelskich pęt". 

    Teraz na ławeczce przed pocztą prowadzę szermierką słowną z lokalnym poetą. Powiedziałem mu, że: "sami nic nie znaczymy, bez czynienia Woli Boga Ojca nie może pan uczynić prawdziwego dobra, a to oznacza modlitwę za swoich wrogów! Zwykli ludzie też czynią dużo dobra, ale nie jest ono przeniknięte mocą Boża. Z wszystkiego wyzwolił nas Jezus...szczęścia na ziemi pan nie znajdzie, proszę nie kochać tego życia, bo już pan umarł!"

     Rozstajemy się, pragnę powiedzieć mu coś dobrego...czekam, a napływa: "Niech Dobry Jezus będzie z panem!" Ścisnąłem jego rękę - podziękował za moje życzenie. Coś dobrego odczułem w sercu - on stał mi się nagle bardzo bliski.

- Panie doktorze, dzień dobry...wyrzuciłam już tego Lenina! Dziwne, ale jeszcze niedawno ta ciężko schorowana pacjentka (stan po operacji serca) trzymała na ścianie swojego stanowiska pracy wielki obraz Lenina.

    Dzisiaj pokonałem siebie, schowałem butelkę "Poloneza"...i trafiłem na spotkanie modlitewne, gdzie były piękne wiersze-modlitwy! "Jezu mój, kto potrafi stworzyć coś takiego, co przeszywa moje serce...to Twoje działanie i Ducha Świętego".

   W jednej sekundzie zrozumiałem, że ja jestem "przybranym synem Jezusa". Jezus przesyła dobroć, miłość i pocieszenie do mnie...ja mam to "wszystko przekazywać ludziom".

   Dotychczas starałem się "pouczać i pokazywać ludziom błędność drogi i swoje ja" czyli niczym nieuzasadnioną wyższość! Ja mam przekazywać Dobroć, Miłość, Pocieszenie i Moc Jezusa wszystkim, którzy zetkną się ze mną! Poprzez swoją skromność, uniżenie, delikatność, milczenie...poprzez swoją "małość" muszę pokazywać Wielkość Jezusa! Jakże niezbadane są Drogi!

   Trafiłem na doniesienie o spotkaniu Jana Pawła II w Częstochowie (sierpień). Z serca zawołałem do Boga Ojca, że ma tak wielkiego wysłannika. Dziwne, bo w tym doniesieniu spotkam zdanie "tym bólem, tym krzyżem", co skojarzyło się z wczorajszym "Bólem krzyża"...jako tematem schorzenia medycznego.

    W tym momencie łatwo można wyobrazić sobie scenę powrotu do Jezusa. Idziesz wśród wielu zebranych...jako powracający posłaniec! Nastrój wielkiej świętości, cichy szept, który dobiega do c i e b i e; "czego dokonał, skąd przybywa, jakie są jego czyny?" Czy potrzebna tu wyobraźnia - tak przecież będzie! Dla mniejszych wystarczy pytanie po imieniu: "co przynosisz"? Nawet w tym momencie drży moje serce.

    Napłynęła scena spotkania z przedstawicielem ruchu Hare-Kriszna o heroizmie życia codziennego...heroizmie męczenników". Wprost pytam go: czy w tej chwilce jest gotowy oddać swoje życie za swoją wiarę? Nie ma nic piękniejszego na świecie od oddania życia ziemskiego Jezusowi! Jezus oddał Swoje Życie za mnie, pokazał mi Drogę - zrobił to dobrowolnie!

    Nie można nic zarzucić, że był przymuszony! Powtórzę: Jezus oddał za nas Swoje Życie dobrowolnie i to z miłości. Jan Paweł II został postrzelony, ale wierzę, że oddałby swoje życie za i dla Jezusa...tak samo jak ja.

                                                                                                                      APeeL