Kończy się dyżur, a o 2.00 wzywają do ambulatorium. Podczas ubierania się napływa, że "wszystko, co masz i czynisz musi świadczyć o Miłosierdziu Boga i Pana Jezusa...trzeba pozdrawiać ludzi Jego Imieniem!"

    Pacjent przybył z głupstwem - zapaleniem języczka. To jakby prowadnica dla pokarmu na łuku podniebiennym.

    Próbuję przewietrzyć mały pokój i w półmroku czytam "Dzienniczek" s. Faustyny, gdzie do mojego serca wpadają słowa Jezusa: "dążysz do uświęcenia, to miłe - nie zrażaj się próbami, a w upadkach uniżaj się!" Twarz ukryłem w dłoniach i siedziałem zdziwiony...cały czas trzeba przepraszać Jezusa!"

    Piszę to w środku nocy, przy małej lampce. Wierzę, że nadejdzie taki dzień, gdy jakiś zagubiony wróci do Ojca i Jezusa - po przeczytaniu zapisków. Na tym wygnaniu otrzymaliśmy wszystko: pokarm, a nawet różne zabawy i przyjemności mające skrócić czas tego zesłania! To, tak samo...jak w sytuacji pozostawienia dzieci ziemskich, którym przekazujemy, co mają robić, aby się nie nudziły. Dla każdego coś innego.

   Teraz z Mszy Św. radiowej padają słowa o Jezusie, który wziął chleb w "Swoje Święte i Czcigodne Ręce". Łzy zalały oczy z krzykiem: "Jezu mój, jak trudno jest prowadzić podwójne życie (duchowe i na tym świecie)! Dlatego kapłan musi być wolny. Popłynie też świadectwo więźnia Sławomira R...wszystko jak u mnie - tylko inna ścieżka.

    Zły próbował wyprowadzić mnie z równowagi (utarczka słowa żony z córką): "Jezu mój ześlij Anioła do jej pokoju! Proszę Cię Jezu!" W drodze do kościoła pomyślałem o dwóch kierowcach, którzy "wyrośli spod ziemi" przy moim wchodzeniu z piwnicy w pogotowiu.

    Zły chciał wplątać mnie w myślową dyskusję z nimi, a ja w tym czasie powtarzałem: "Panie Jezu zmiłuj się nade mną". W natchnieniu odczytałem, że za nich, córkę, chorą pacjentkę oraz za biednych z wczorajszych wizy mam ofiarować to nabożeństwo z Eucharystią!

   Od początku Mszy Św. trwałem w wielkim skupieniu, oderwaniu od wszystkich ludzi. Nie denerwował mnie nawet fałszywy śpiew - każdy chwali Pana Jezusa jak potrafi! Rosło uniesienie duchowe i moc. Spojrzałem na kapłana z uniesioną w dłoniach Św. Hostą, a łzy ponownie płynęły z oczu: czy on wie o tym...czy wie, że ten moment można przedłużyć?

   Dopiero teraz zrozumiałem Ojca Pio, który przygotowywał się do Najświętszej Ofiary - już o 3 - 4 rano. Później trzymał Ciało Pana Jezusa prawie w nieskończoność...tak uświęcał ten moment! A tu kapłan zbierający...właśnie w tym momencie na tacę! "Jezu u mój Ty, który kochasz każdego bardziej niż Siebie Samego! Jezu mój - wiem jak cierpisz dalej!

    Późno, otworzyłem nową książkę z której Pan Jezus powiedział do mnie: "Pamiętaj, że otrzymałeś łaskę wiary, a to znaczy niczym niezasłużone i nieoczekiwanie obdarowanie przez Boga...z objawieniem Swojej Tajemnicy".

   To wielka prawda, przecież nie modliłem się o dar wiary, nie prosiłem i nie oczekiwałem na jego nadejście...żyłem gorzej od ateisty. Nagle Bóg powiedział: "Jestem! Wiem o tobie wszystko i miłuję ciebie zarazem czekając na twój powrót. Teraz musisz być tutaj dla Mojego Dzieła".

     Poczułem się Apostołem powołanym na koniec czasów, ponieważ Apokalipsa już trwa...

                                                                                                              APeeL