W tym tygodniu zaprosiłem Boga Ojca do mojej izdebki. Zapytasz jak to jest, gdy czuje się taką obecność? A jak czujesz obecność swoich dzieci, żony i najbliższych? Obecność swojego tatusia zna każde małe dziecko, ale też nie umiałby tego przekazać.

    Tak też jest z obecnością Boga Ojca, a to zarazem sprawia Jego dodatkową ochronę...także przed traceniem czasu na dobre pomysły podsuwane przez Belzebuba.

    Z drugiej strony ujrzałem moje obdarowanie z dziękczynieniem: pomoc w odczytach intencji i ich zapisach, drobnostki świadczące o bezmiarze łask, itd.!

    Na Mszy Św. o 6.30 wzrok przykuł obraz Trójcy Świętej, wizerunek Ducha Świętego oraz Pan Jezus zdjęty z krzyża ("przynosisz Mi ulgę"). W tym czasie demon rozpraszał mnie rozmyślaniami o niczym. To naprawdę jest wielka zmora, próbowałem wsłuchiwać się w płynące Słowo, ale szło to z trudem.

   Natomiast obrazy wizji z Apokalipsy (Ap 11,4-12) nie interesują mnie, ponieważ żyje wiarą. Kara spadnie na ludzkość, a jej technika nie robi na mnie wrażenia, ponieważ wiem, że jesteśmy tuż po śmierci. 

    Ostrzeżeń Boga Ojca nie biorą poważnie ludobójcy, równają wszystko z ziemią i nie interesują się naszym istnieniem po śmierci. Nawet nie chodzi o wiarę, bo dowodów na nasze dalsze istnienie nie trzeba szukać daleko.

    Nie wiedzą tacy, że tuż po śmierci wpadną do Czeluści. W tym czasie małpują religijność...jak się okazuje Wowa ma swojego osobistego spowiednika z KGB. Zobacz, co wyprawia Szatan ze swoimi sługami.

    W moje serce wpadły słowa psalmisty (Ps 144): "Błogosławiony Pan, Opoka moja", który zaprawia moje ręce do bitew i sprawia zwycięstwo.

    W ramach intencji odczytanej już na początku tej Mszy Św. padną słowa (2Tm 1. 10b): "Nasz zbawiciel Jezus Chrystus śmierć zwyciężył, a na życie rzucił światło przez Ewangelię".

  To samo będzie w Ewangelii (Łk 20,27-40), gdy saduceusze niewierzący w zmartwychwstanie podsuwali Jezusowi prowokacyjne pytanie (wdowa ma kilku mężów).

   Od siebie dodam, że Pan Jezus zmartwychwstał z ciałem. My zostawiamy zwłoki i przenosimy się do świata nadprzyrodzonego w postaci duszy (odmienionego ciała). Nie jest to "wstanie martwych", bo ciała zostają, a w naszej wierze nic nie mówi sie na ten temat.

    Wyśmiewają to racjonaliści i ludzie normalni czyli wszelkiej maści ateiści. Wszyscy zostaną zaskoczeni tym, że jesteśmy tuż po śmierci. Piszę z przesadą, aby oddać stan ducha narodu. Z tego bierze się błąd ateistów: nie ma wiary, bo jest mało wierzących!

    Faustynka pisze: "żyję z godziny na godzinę (...) nikt nie tknie się nawet włosa mojego...bez Woli Jego". To święte słowa, które potwierdzam...

    Dziwi mnie wierchuszka naszej władzy, że nie szuka Opatrzności Bożej. Pomaga się Ukrainie rozgłaszając jaki dostarczyliśmy sprzęt, a taka sama sytuacja zagraża nam. Nie poradzimy sobie, ale nie widać poruszenia w Świątyni Opatrzności Bożej.

    Zawsze dziwię się pewnym siebie, żyjących wg woli własnej. Owoce ich działania widzisz wokół, a szczególnie u mających władzę nad światem, pewnych ludzkiej mocy i głupiej chwały... zniszczą wszystko, a sami wpadną do Czeluści.

    Późno, czytam słowa o moim posłannictwie, którym jest współuczestnictwo w odkupieniu ludzi. Coraz częściej napływa pragnienie śmierci dla Pana Jezusa...dla Jego Chwały. Zarazem zauważyłem, że od dłuższego czasu noszę przy sobie poniższe zdjęcie bł. męczenników zamordowanych w Paricoto (Peru) przez bojowników ze Świetlistego Szlaku...

 

                               Bł. męczennicy

    Napłynęły obrazy otoczonego kościoła z rozstrzeliwaniem wychodzących. Znam ludzi i wiem, że większość uciekłaby z krzykiem. Prawdopodobnie zostałoby kilka osób: np. głuchych staruszek!

    Mam nieść krzyżyk Jezusa - wiem, że ta rola jest nieodwracalna...mam być maleńkim "światełkiem dla innych", które zaprowadzi ich do Matki i Jezusa.

                                                                                                           APeeL

 

     Aktualnie przepisane (wybrane fragmenty)...szukaj Chronologicznie (w okienku: ile? wybierz 200, 500, 1000). Po przeczytaniu zapisu chcąc wrócić kliknij zdecydowanie strzałkę powrotu u góry ekranu po lewej.

10.02.1991(n) Najważniejsza jest modlitwa...

    Żona wyszła do kościoła, a ja w myślach uciekłem do Matki Bożej Najczystszego Serca. Pomodliłem się na kolanach, a łzy zalały oczy. Poprosiłem o siłę w przystąpieniu do Eucharystii. 

    Wyszedłem na Mszę św. o 12.15 modląc się: "za wszystkich z którymi się zetknąłem". Poprosiłem o pomoc w czasie Wielkiego Postu: w modlitwie, milczeniu, skromnym jedzeniu. Serce zalała wielka radość! W kościele było pusto, do Jezusa Miłosiernego powiedziałem: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus ".

    Przed Najświętszym Sakramentem śpiewali wierni, a ja skuliłem się i przekazywałem prośby do Matki Bożej i Jezusa. Chór i mocny głos kapłana rozpoczął Mszy Św.! Z uniesionym sercem i łzmi w oczach  zrozumiałem jak wielkim darem Boga jest Kościół Święty! "Jakże chciałbym Ci służyć mój Jezu"!

    W momentach, gdy kapłan unosił dłonie...ból duchowy ściskał serce. "Dlaczego tak mało podchodzi do Komunii Św.?" Skuliłem się przepraszając Pana Jezusa za nich. Po zakończeniu spotkania ze Zbawicielem w kilka minut świątynia była pusta, a jeszcze pięknie śpiewał chór z muzyką organową.

    Przed Mszą Świętą planowałem wstąpienie na piwo, ale w zjednaniu z Panem Jezusem nie potrzebujemy nic ze świata. W czasie mam tylko jedno pragnienie...biec do ludzi i mówić o Jezusie lub przebywać w samotności. [ ]   

    Przeczytałem cały kwartalnik o Medziugorie, ale doszedłem do wniosku, że najważniejsza jest modlitwa! Nie czytaj, ale módl się!

    To zalecenie przypomniałem sobie w środku nocy po sięgnięciu po "Dzienniczek" s. Faustyny. Pan dał odruchowo książeczkę "Módlcie się sercem", która otworzyła się na słowach: "Pan prowadzi mnie w Nowe Życie" oraz wołanie, jakby ode mnie!

    "Pragnę oddać Ci chwałę, mój Boże, gdyż przez Twego Syna zwyciężyłeś śmierć. Otwórz moje serce, oświeć umysł, bym mógł Cię wielbić. Niech moje życie ofiarowane będzie na Twoją chwałę i na cześć Twego Syna"...

                                                                                                                     APeeL

 

11.02.1991(p) Pragnienie adorowania Pana Jezusa...

     Podczas snu napływały koszmary, które dzisiaj, gdy to przepisuję (19.11.2022)...oglądamy na Ukrainie napadniętej przez barbarzyńców pragnących podpalić ten świat!

   W środku nocy zdziwiłem się, że książeczka "Módlcie się sercem" otworzyła się na stronie: "Rozmyślanie w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu". W jednej sekundzie przypomniałem sobie, że Jezus jest dzisiaj Sam w naszym kościele i Sam w wielu kościołach. To wyjaśniło wzięcie wolnego dnia, aby być z Panem przed Najświętszym Sakramentem!

    Napłynęła chęć posiedzenia w ciszy przed Najświętszym Sakramentem, a w sercu popłynęła pieśń: "Jezusa ukrytego mam w Sakramencie czcić"...  [...]   

    Podczas adoracji zalała mnie potworna pustka w sercu i senność...z natchnieniem wyjścia na piwo! Innych przeżyć oczekiwałem, ale Szatan atakuje nas w takich właśnie momentach i to w kościele!

    [...]    Na dyżurze w pogotowiu niepotrzebnie wdałem się w dyskusję z kolegą lekarzem, wrogiem naszej wiary (ciemnogrodu)...

- Kościół to las, ptaszki, słoneczko, kapliczka przy której się modlę, drażnią mnie śpiewy i jęzory wywalane podczas Komunii Św.!

- Kościół to Św. Hostia...lepiej nie chodź do kościoła, gdy nie przyjmujesz Komunii Św.! Nie modlisz się i za nic nie dziękujesz...twoje serce staje się nieczułe. W Imieniu Jezusa proszę cię, abyś nie szerzył takich poglądów. To typowy satanizm, bo pod pozorem dobra odciągasz ludzi od Jezusa!

    Usiadłem w ciszy i odmówiłem za niego moją modlitwę. Wszedł na jej zakończenie, a ja właśnie trzymałem twarz w dłoniach...powiedział, abym nie martwił się! To dość typowa reakcja, bo człowiek w modlitewnej ekstazie wygląda na martwiącego się. Kolega nie zaprzestał ataku...prowokując: dobry pigmej, a zły chrześcijanin...

- Lepiej, abyś był dobrym pigmejem! Jezus otworzył ci niebo, a ty tego nie przyjmujesz! Nie pojmiesz spraw Bożych rozumem - diabeł omotał cię, nawet tego nie zauważyłeś!

   Zamieć, a mamy daleki wyjazd karetką. Mogę wreszcie pomodlić się za personel, rodzinę, kolegę, pacjentów i naszych kapłanów. Jakże bliscy są mi kapłani...jakże chciałbym z nimi rozmawiać i do nich pisać listy pełne otuchy, rady.

    Teraz w szpitalu, zaczepiam obcych ludzi i rozmowę kieruję na sprawy duchowe. "Przepraszam Cię Jezu, że dzisiaj tak bardzo pragnę mówić o Tobie". Podczas powrotu dalej trwałem w modlitwie. Nawet do serce napłynęła jakaś piękna litania do NM Panny: "Jutrzenko, Zorzo, Tęczo, Światełko w ciemności...Pocieszycielko i nasza Przewodniczko"...

                                                                                                                APeeL