W zeszłym tygodniu zaprosiłem naszego Tatę (Deus Abba) do mojej izdebki. Cały czas widziałem pomoc w moich codziennych sprawach. Najważniejsze było "życie z godziny na godzinę" oraz natchnienie, aby sprawdzić czy grób po babci jest "wolny".
Na Mszy Św. o 6.30 będzie kontynuowane czytanie Apokalipsy (Ap 14,14-20), ale ja nie mam wpływu na losy świata, a dawanie świadectwa wiary przyniosło owoc: koledzy psychiatrzy stwierdzili, że cierpię na psychozę (podobna do mistyki)...czyli żyję w świecie nierealnym.
Co powiedzieliby o Apostole Janie, który mówił wprost: "Ja, Jan, ujrzałem: oto biały obłok, a Siedzący na obłoku, podobny do Syna Człowieczego (..)". W serce wpadły słowa (Ap 2, 10c): "Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia".
Pan Jezus w Ewangelii (Łk 21,5-11) zapowiedział zniszczenie Świątyni w Jerozolimie i wskazał na znaki, które zapowiedzą koniec tego świata. Czuję, że to właśnie nas czeka, ale prowadzę życie duchowe do którego dodane jest ciało, jako opakowanie duszy.
Zapytałem proboszcza o przepisy dotyczące zapłaty za grób, ale błędnie wskazał na uzyskanie zezwolenia od wszystkich "spadkobierców". Jeżeli masz taką sprawę to przekażę Ci problem w kilku punktach...
1. Nie kupujesz "grobu" czyli miejsca na ziemi, ale tymczasowe leżenie na cmentarzu. Po śmierci rodzina wnosi opłatę za dwadzieścia lat, a po tym czasie nasze zwłoki to proch...można w to miejsce chować następnego. Do dalszej opłaty uprawniona jest rodzina zmarłego, parafia może przypomnieć o opłacie, ale nie robią tego, bo gdzie szukać dłużników.
2. Jeżeli jesteś z rodziny "prochów" możesz wnieś taką opłatę jako miejsce dla siebie i małżonki za 20 lat do przodu (nie żądają uzupełnienia zaległości). To tyle i aż tyle. Pilnuj tej zapłaty, bo wielkie są koszty nowych grobów komunalnych (wymurowanych).
3. Istnieje problem nagrobku, który ktoś wykonał, ale ja nie chce nowego (niepotrzebne koszty), bo wystarczy przymocowana tabliczki z nazwiskiem.
Dziwne, bo wczoraj wieczorem oglądałem film o bardzo starej parze żyjącej w jurcie na lodowcu, a to nie będzie przypadkowe, bo dzisiaj żona wypowiedziała słowa wiersza Józefa Ignacego Kraszewskiego...
"Był sobie dziad i baba, bardzo starzy oboje, ona kaszląca, słaba, on skurczony we dwoje".
Dalej było, że "przywykli do siebie". Tylko "smutno im było, że umierać musieli".
Modlili się, aby byli zabrani razem. Zarazem kłócili się, kto umrze pierwszy (oboje tego pragnęli). Jednak po zapukaniu śmierci do drzwi nikomu się nie spieszyło. Baba schowała się za piecem, a dziad pod ławą. Śmieć stała...aż "kominem wleźć musiała".
Przypomniała się relacja dennego ateisty, który przeżył śmierć kliniczną. Trafił do Przedsionka Nieba, gdzie św. Piotr kierował ruchem: "ty na lewo, ty na prawo", a do niego powiedział "ty, jeszcze nie!" Teraz tylko tym żyje i wszystkim to rozgłasza.
Przed północą zdziwiłem się artykułami w m-ku "Puls" Izby Lekarskiej w W-wie, która przed miesiącem zorganizowała konferencję na temat śmierci (we współpracy z Instytutem Dobrej Śmierci).
Nie wiedziałem, bo zabrałbym głos jako lekarz katolicki, ale u nas nie ma takiego statusu. Tym problemem zajmują się psychiatrzy, denni ateiści, którzy wiarę katolicką traktują jako "czary mary".
- Pani doktór do kogo skieruje pani matkę, której nagle umrze dziecko, bo ja kieruję takie do Matki Bożej!
- To pan kieruje pacjentów do Matki Bożej?
Przejrzałem tylko artykuły, ponieważ wiem, że dominują tam górnolotne rozważania pedagożek i psycholożek. Mój głos na konferencji byłby odosobniony, bo musiałbym mówić o duszy, Szatanie oraz naszym istnieniu tuż po śmierci.
Nad tym jednak czuwa samorząd lekarski oraz koledzy psychiatrzy jako wzór zdrowia psychicznego u ateistów. Moje poglądy są niezgodne z aktualną wiedzą medyczną i niegodne światłego lekarza...
APeeL