O 5.00 pędzimy do szpitala, odmawiam modlitwę za felczera, którego pogrzeb odbędzie się dzisiaj (odległa miejscowość). Proszę Jezusa i Matkę, aby w swoim Miłosierdziu zauważyli dobro, które uczynił w swoim życiu. Jego samego proszę o przebaczenie mojej nieprawości (wygryzłem go podstępnie z fuchy).

    Piękny dzień, okazało się, że pogrzeb będzie o 14.00. Moje zdecydowanie powoduje, że jedziemy, a serce zalała radość. Jak dobry jest Pan! Dzisiaj wzywa mnie do Siebie.

    W kościółku - kaplicy w Podkowie Leśnej, szukam obrazu lub figury św. Antoniego - tam lekki bałagan (remont). Nic takiego nie ma. W czasie Mszy Św. zawołałem do Jezusa o Miłosierdzie dla zmarłego i w jego intencji przyjąłem Eucharystię.

    Później, padłem na kolana w nawie bocznej, a zjednanie z Ciałem Pana Jezusa wywołało ekstazę. Wówczas przeważa ciało duchowe, trzeba głęboko oddychać z zawołaniem Imienia Jezusa. Po otwarciu oczy zauważyłem wielką figurę św. Antoniego z Dzieciątkiem...z wczorajszego snu.

    Z powodu trwania uniesienia duchowego wyszedłem przed kościółek, a tam kapłan podszedł i dał mi do niesienia krzyż! Trzymam krzyż w ręku, a to wyraźny znak od Pana Jezusa...przecież marzyłem o tym, aby taki wyraźny znak nieś przed ludźmi! Po chwili kapłan zabrał krzyż i umówiliśmy się na cmentarzu. W zamieszaniu dalej niósł ten krzyż bliski sąsiad zmarłego.

- Zawsze marzyłem, aby nieść krzyż...powiedziałem do kapłana na cmentarzu.

- Nie zdążył pan na cmentarz,ale liczy się chęć. Wracamy,modlę się i czytam,milczę: "Jezu mój! Jezu!"

                                                                                                                    APeeL