Przed kilkoma dniami miałem ostrzegawczy sen (zebranie, dyrekcja) w którym napłynęło zalecenie, abym się nie sprzeciwiał. Nie posłuchałem i nie zgodziłem się przyjąć odpowiedzialnego zastępstwa w oddziale wewnętrznym, który nie ma lekarzy dyżurnych. Nawet uzasadniłem to złośliwie, że nie będę pracował „za lipnych zbowidowców”!

    Natychmiast odebrano mi ryczałt za używanie własnego samochodu na wizyty domowe w przychodni! To restrykcja za bunt niewolnika. Dzisiaj, gdy to opracowuję mogę powiedzieć, że powinienem przyjąć zastępstwo i prosić Boga o Opatrzność.  

    Wolno szedłem do pracy i odmawiałem różaniec, a przy scenach biczowania przepięknie śpiewał ptaszek siedzący na bramie...tak jakby dla mnie! „Panie Jezu, a kto Ciebie pocieszał w czasie Męki”?

    Zaczynam pracę jako normalny człowiek, ale napłynęła obawa: „co będzie, gdy mnie zwolnią?...za co będę żył?”. Nagle ujrzałem przebieg życia każdego człowieka w postaci drogi na której jest wiele cierpień (krzyży). W tym momencie zrozumiałem lęki ludzie nie znających Boga i Jezusa. 

    Modlącą się pacjentkę poprosiłem o odmówienie za mnie modlitwy przebłagalnej. Prawie koniec przyjęć, a staruszka mówi, że zawsze prosi o śmierć w stanie łaski uświęcającej.

    „Kiedyś nie mogłam przyjąć św. Hostii i poprosiłam Pana Jezusa o Komunie świętą duchową. Z kapłana wyszedł Pan Jezus, a później do niego wrócił, a ja wołałam: Panie Jezu nie odchodź! Panie Jezu nie odchodź!”.

    Te słowa „Panie Jezu nie odchodź” wywołały w  moim sercu wielki smutek, bo Pan Jezus odejdzie na chwilkę, a ja już upadam. Jakże człowiek jest słaby i marny.

    Dzisiaj była informacja o św. Weronice i o tym, że Pan Jezus uzdrowił ją z krwotoków. Teraz jest patronką ludzi z krwawieniami. Z jasnością ujrzałem, że to właśnie ona pocieszyła Pana Jezusa podczas niesienia krzyża!

    Napłynęło też sekundowe połączenie mojego serca z jej sercem, a łzy zalały oczy. Nie wiem jak dochodzi do tego przenikania serc, ale zapisuję to przeżycie "na żywo"...między przyjęciami chorych.

    Podczas powrotu do domu pojawił się obraz „Ecce Homo”, a dzisiaj, gdy to opracowuję „patrzy” ten wizerunek Pana Jezusa: „Panie Jezu, kto Cię pocieszy, gdy tacy jak ja poświęcają Ci zaledwie chwilkę w ciągu dnia”! Wielki i głęboki smutek przeszył moje serce...Ojcze nasz...Zdrowaś Maryjo.

   Po rozpoczęciu dyżuru w pogotowiu dalej trwałem na  modlitwie, a w tym czasie wyglądałem na bardzo zmartwionego, bo przeżywałem z Jezusem Jego obnażenie w obecności Matki Prawdziwej. Wyobraź sobie cierpienie Świętego Świętych! Złożyłem ręce i tak zasnąłem, a to wielka ulga dla słabego ciała.

     Nagle zerwano do wypadku i pędziliśmy 120 km/godzinę. Najgorsze, że nie miałem nic do czytania, ale w książce zauważyłem 15  modlitw św. Brygidy („Tajemnicę szczęścia”). Właśnie tymi modlitwami miałem pocieszyć dzisiaj Pana Jezusa, a udało się to w pełni, ponieważ odesłano naszą karetkę do Warszawy.

    Podczas odmawiania tej modlitwy łzy zalewały oczy, bo Zbawiciel obiecał mi, że: „zachowa mnie od śmierci nagłej, przyjdzie z Matką i pocieszy mnie Eucharystią”! Modlitwa to wielki dar Boga dla nas...to słodycz dla serca i duszy.

    Szpital MSW to placówka wzorcowa, gdzie panuje ład i porządek. Moją osobą zaopiekował się młody mężczyzna, pięknie ubrany od którego odbierałem nienawistne myśli, ale ja zazdrościłem mu prezencji, bo tak powinien wyglądać lekarz!

     Znowu pośpiech i już inny szpital, gdzie w oczekiwaniu na załatwienie pacjenta oparłem się o filar i odmawiam modlitwę przebłagalną za obecnych ludzi i za pacjentów tutaj leczonych.

    Poprosiłem też Boga o objęcie mojej rodziny specjalną opieką, a po powrocie do pogotowia zawołałem do Pana Jezusa o odmianę serca kolegi z którym miałem dyżur.

APEL