Tuż po północy w sekundowym śnie ujrzałem wielki "kamienny" krzyż, którego podstawa tkwiła w drzewie - na nim była duża postać Jezusa! To zawsze jest znak pocieszający.

    Poganin powie "głupstwo krzyża", a prokurator, że "krzyż to drzewo", a ja w jednym błysku otrzymałem moc, która rodzi się w słabości! Jak to komuś wytłumaczyć? Jakim słowem przekazać?

    W mieszkanku blokowym piękna fototapeta. Pytam: "dlaczego ludzie nie wierzą w raj...człowiek sprzed 100 lat przeniesiony w to ciepłe, widne i piękne miejsce uznałby go za raj".

   Młoda dziewczyna w piżamie przegina się przede mną, łączy urządzenie pylące wodę - gorąco, matka ma duszność. Trzeba opanować wzrok, bo jest noc, ona młoda, powabna i w piżamie. Wychodzimy i mówię jej o duszy...

- A chora dusza?

- Dlaczego pani mnie kusi?

    Po powrocie do bazy miałem jasną odpowiedź na to proste pytanie: chora dusza - to dusza nie znająca Boga! Dzisiaj nie jest mi dane spanie. Chorego z kolką kieruję do szpitala - jego żonę musi odwieźć do domu sąsiad.

    Już nowy tydzień..."zaczynam w Imię Twoje Panie Jezu".

- Ja zawsze jestem przygotowany do śmierci...mówi kolega szyderca prześmiewca.

- Jeżeli tak mówisz to jesteś nieprzygotowany.

- Jak to nie, przecież zawsze myję nogi!

- Ostrzegam cię, wielka szkoda, że twój umysł przeszkadza ci w przebudzeniu się!

   Idę wolno do pokoju lekarskiego, pracuję w ciszy...zaczynam się sobie podobać, bo zauważyłem napływ wielkiej miłości do ludzi i do tego co czynię. Tak chciałbym nawracać...każdą ilość dusz, ale to niemożliwe. Naprawdę nie wiem dlaczego trwa tak wielkie zaćmienie ludzi?

- Każdy pani dzień (67 lat) ma wagę złota - cóż pani przynosi dla Nieba?

- Jezus oddał Życie za pana, proszę rzucić dla Niego palenie!

    Nagle o 13.00 zgłoszone śmierć jednej ze "świętych babć" z mojego rejonu. Przy okazji pytam rodzinę: "kto będzie modlił się po babci w tym domu? Babcia schudła w ostatnim okresie, a Szatan szarpał ją po odległych miejscowościach, męczyli ją niepotrzebnie w szpitalu (400 km stąd), wczoraj przywieziona, dzisiaj zmarła.

   Przy okazji zawieruszono jej różaniec, który miała życzenie włożyć do trumny. Kapłan był, ale tam..."Jezu, Jezu mój! Nastrój zadowolenia - pozbyto się babci. Wnuczka krzyczy, sąsiad zagląda i "podziwia" jej wygląd (na powiekach monety, strasznie schudła".

   Wsiadłem smutny do samochodu, ruszam i proszę: "Panie Jezu przyjmij duszę tej pacjentki...tak mało ludzi modli się..przyjmij ją Dobry Jezu, Matko Prawdziwa".

    Jadę, łzy lecą po twarzy i nagle zrozumiałem, że w momencie śmierci musi być święta cisza! Natomiast w piątek o 18.00 powinny bić dzwony i strzelać armaty: Jezus umarł, otworzył Niebo...powinna trwać radość jak w Sylwestra.

    Odmawiam modlitwę przebłagalną za babcię, skręciłem do lasu...tam wielki blok kamienny (prostokątny)...skąd w lesie taki blok? Nawet pomyślałem, że byłby z niego piękny krzyż.

   Dokończyłem całą modlitwę. "Jezu mój, Jezu...jak to wszystko pięknie ułożone. Ile dajesz mi Jezu przeżyć, niepowtarzalnych chwil! Przede mną jeszcze piec wizyt!

    Teraz badam małżeństwo, rozmawiamy o Jezusie, radzę, pytam, wskazuję. Pacjent wyciąga książeczkę po łacinie (wg Tomasza z Akwinu) i czyta wskazane przeze mnie zdanie: "Kto idzie za Mną, ten nie zazna lęku!"

    Jadę dalej i pomyślałem, że Jezus był z nami. Prawie 18 godzina, a ja jestem w biednej chacie. Na kredensie leżą kawały boczku, nastrój rodzinny...babcia spod koszuli wyciąga woreczek z gotówką, a ja pytam: "a gdzie medalik?" Dodałem, że pieniądze biorę tylko od bogatych, ale ie dają"!

    Tak umęczony "w Imię Jezusa" zrozumiałem sens tej służby - nic innego nie da mi prawdziwego zadowolenia! Zwykłe umęczenie, największa chwała własna - nie, to nie...tylko "umęczenie w Imię Jego!"

   Pan Jezus skierował mnie do kiosku, gdzie kupiłem latareczkę do czytania Ewangelii w karetce! O takiej myślałem - to głupstwo, ale wiem, że od Pana Jezusa! Późno, wszyscy śpią. Nie reaguję na złe natchnienie, aby czytać art. o kochance ministra (wspominała żona).

   W ręku "Dzienniczek" s. Faustynki - przeczytałem tylko o pięć stron i popłakałem się przy scenie, gdy słabej Faustynie kapłan wnosił św. Hostię. W tamtym momencie chciało się krzyknąć: "Witaj Jezu, Prawdziwy Przyjacielu!" Tylko Jezus nie opuści...tylko On trwa przy każdym z nas do końca całkowitego opuszczenia.

    Im bardziej jesteś opuszczony, tym większa pewność, że Jest przy tobie. Zakryłem twarz dłońmi, położyłem się i tak trwałem...

                                                                                     APeeL