Św. Józefa

     W czasie snu wymacałem sobie złamane żebro i ranę...wyraźnie ją czułem, ale nic nie bolało. Tak właśnie jest w naszej duszy, ale zostaje ból duchowy.

    Właśnie dzisiaj planowałem grę w karty z piciem alkoholu, jednak to dzień postu w intencji pokoju w b. Jugosławii i na świecie, który stosujemy z żoną po prośbie MB Pokoju z Medjugorie (w środy i piątki ). Podziękowałem Matce za to natchnienie...

    Na początku dyżuru w pogotowiu była cisza i pokój. Padłem na kolana odmawiając "Ojcze nasz" z cz. chwalebną różańca. Modlitwę przerwało wniesienie pacjenta poturbowanego przez rozrzutnik obornika (złamane żebro i wielkie rany kończyn oraz boku ciała). Pędzimy do szpitala, dalej płynie modlitwa, a sanitariusz kusi ciasteczkami.

     W tym czasie kolega stwierdził zabójstwo matki przez syna chorego psychicznie. Na chwilkę wyskoczyłem do domu, ale wróciłem rozżalony z utratą pokoju po "przywitaniu" żony. Tak jest, gdy w ręku masz broń duchową jaką jest różaniec...trafiasz wówczas na listę Księcia tego świata!

    Podczas czytania "Dzienniczka" s. Faustyny (1905-1938) poprosiłem błogosławioną o pomoc w ustanowieniu pokoju w sercach żony i córki, która żąda pieniędzy na wycieczkę do Turcji.

- Zadzwoń do córki i przekaż, że pożyczysz jej te pieniądze na tą wycieczkę!

     Zostałem zaskoczony radą i razem z nią popłakałem się z powodu braku świętej w jej zgromadzeniu. Jan Paweł II beatyfikuje ją 18 kwietnia 1993 r.

     Teraz znalazłem się w domu mordercy matki. Wszyscy opowiadali z przejęciem o tym strasznym wydarzeniu i przeżyciach...cały czas mówili o sobie. Nikt nie pomyślał, aby wspólnie pomodlić się w intencji zamordowanej, która od kilku dni szykowała się na śmierć (kupiła buty, itd.). W pokoju zauważyłem figurkę św. Teresy od krzyża, którą teraz postawiono na stole.

    Jednak mamy grać w "tysiąca", a właśnie napłynęło pragnienie modlitwy do św. Józefa! Tyle lat przeżyłem i nigdy nie było mi to potrzebne - nawet niewiele interesował mnie św. Józef. Głośno gra telewizor, dyspozytorka ogląda wspaniały serial, a ja w uniesieniu wołam: "Troskliwy obrońco Jezusa. Przeczysty Stróżu Dziewicy. Żywicielu Syna Bożego!". Wprost widzę Kalisz z pięknym kościołem pod wezwaniem tego świętego.

    W czasie dalekiego wyjazdu skończyłem litanię (przy świetle maleńkiej lampki), a po powrocie zaczęliśmy grać w "tysiąca". Wciąż napływało: "wygrasz...nic się nie bój, wygrasz." To było dziwne, bo cały czas karta nie szła. Nagle kolega zaczął robić błędy, a ja na tę grę zacząłem patrzeć z wewnętrzną ciekawością...czekając końca, bo minęła północ z ostrzeżeniem: "zapamiętaj - to ostatnia gra!"

    Nie wygrał ani jednego rozdania, zły na zakończenie chodził po pokoju i w szale trzaskał drzwiami mówiąc: "jesteś świnią, powtarzam ci to trzy razy, tyle jesteś wart, co splunięcie. Wciąż mówisz o Ewangelii i Jezusie...znam cię ty fałszerzu, stale oszukiwałeś w karty".  Gdybym przegrał wszystko byłoby w porządku...

   Nie odzywałem się. "Panie Jezu, to Ty mówisz przez niego...przecież jestem świnią i niewiele jestem wart, tyle co to splunięcie...głoszę Ewangelię, ale nie mogę oprzeć się moim słabościom"! W sercu zacząłem modlitwę w jego intencji...

                                                                                                                   APeeL